wtorek, 25 grudnia 2012

DZISIEJSZA N O C

Stopniały śniegi - mróz ustąpił,
Ponad domami nocna mgła.
W takiej aurze nieprzyjaznej,
Rodzić się Jezus dzisiaj ma?.

Nie ma pasterzy, ni? - stajenki,
Na Niebie we mgle nie ma gwiazd.
Przecież nie będzie szukał miejsca,
Tam,  gdzie ulice wielkich miast.

Moje uczucie pełne wiary,
Przez okno taki widzi świat.
Ma wyobraźnia śledzi gwiazdę,
Która na Niebie - kreśli ślad.

Słowa proroków, moje myśli,
Mają podstawę sądzić tak:,
Że przyjdzie w kręgu biednych ludzi,
Im pozostawi Nieba znak.

Wszak Bóg nie słucha - buchalterii,
Przekupstwa Duszy nie zna też.
Mocą swej prawdy nieskończonej, 
Słowo swe "wplątać" może w wiersz.

Bóg nam oddaje swego Syna,
Na wole ludzką - śle mu los.
Jakim człowiekiem się okażesz,
Kiedy usłyszysz płaczu głos?.


To biedny człowiek swoim losem,
W cierpieniu miejsce daje mu.
To jego Niebem wynagrodzi,
Weźmie go prosto - tam ze snu.

Są w Piśmie Świętym - przypowieści,
Nauki w których prawda tkwi.
Poznać zamiary woli Boga,
Nie mogą nawet - nasze sny.

niedziela, 23 grudnia 2012

NASZA Z I E M I A

Ziemia z powrotem dniem się budzi,
Zza przepowiedni swego bytu.
Ulga przecięła samą siebie,
Stygnąc jak magma monolitu.

Błękitny obraz naszej Ziemi,
Zdobiący pustkę czarnej dali,
Śle nam przekazem wyobraźni,
Jacy jesteśmy sobą mali.

Stoimy twarzą do pytania,
Którego ujrzeć? - nie możemy,
Czy gdzieś w tej pustce, gwiezdnym pyle,
Jest jeszcze życie, lecz nie wiemy?.

Kosmos zatraca rozumienie,
Na pojęciowym firmamencie.
Pustka nas wciąga w czarną dziurę,
Gdzie "ego" traci swe zaklęcie.

W sukurs przychodzi nam wciąż wiara,
Która nadzieją? - wciąż nas mami,
Że w tym ogromie szklanych luster,
Być nie możemy tylko sami.

Dla jednej Ziemi - cały Wszechświat?,
W skalistej formie i bez życia?,
To gra w ruletkę, ciągle zerem,
Mającym wartość - bez pokrycia.





sobota, 15 grudnia 2012

HIPODROMIA Ż Y C I A

Zmęczony jestem - hipokryzją,
Czasu, przestrzeni, końca Świata.
Tą codziennością rozbełtaną,
Co się w godziny Życia splata.

Porannym brzaskiem mi kasuje,
Zaświatów sennych - rozdwojenie.
Tykając czasem na zegarze,
Gdzie ledwie sięga me spojrzenie.

Czemuż nie zbiera mych utrapień,
Nie wrzuca w tonie zapomnienia?.
Nie egzempluje mej miłości,
Która odeszła do westchnienia.

Zagadka bytu tego Świata,
Jest naszą trwogą po-Majową .
Zbierana w myślach nieskończonych,
Między Sopotem a Kudową.

Czymże są zatem zatem moje plany,
Czynione w poprzek przeznaczenia?.
Czyżbym był drugim Imhotepem,
W faryzeiźmie do istnienia?.

Zmęczony pustką i bezmiarem,
W szukaniu sedna w słowie - "jestem".
Uświadomiłem sobie wreszcie,
Że będę Życia? - wciąż adeptem.














sobota, 17 listopada 2012

NA MOJE WŁOSY, NA...

Na moje włosy, na ramiona,
Opadły płatki tego lata.
Widziałem w lustrze -gry słoneczne,
Co je na tafli woda splata.

Na  pustym polu - ostrzyżonym,
Poranna mgła leząca sennie.
W pajęczej rosie roziskrzona,
Pachniała jakoś, tak, korzennie.

Dalekie Niebo - purpurowe,
Zakwitło wschodnim horyzontem.
Obłoki ścielą znak podobny,
Który góruje nad Giewontem.

Miedzowe trawy, wciąż zielone,
Biegną przez pola, hen do Słońca.
Pomne promieni jeszcze lata,
Gdy były suche od gorąca.

A ponad nimi krąg bociani,
Pod samą chmurą zawieszony.
Wykorzystuje w rannym Słońcu,
Ciepłem ogrzany prąd wznoszony.

Dołem pasami mgła się snuje,
Biorąc w ramiona co popadnie.
Wilgotnym śladem znacząc Ziemię,
Wchłania też Słońce, w którym bladnie.

W tej polnej ciszy - uwięziony,
Pamięć ma, młodość, do niej wplata.
Będzie mnie cieszyć wyobraźnią ,
Do końca - myślę - mego Świata.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               







piątek, 16 listopada 2012

W O L N A W O L A

Byłem, jestem iii - będę?!.
Nie znam granic poznania,
Kroku mego przed sobą,
Jego z czasem - zmagania.
Nie znam głębi umysłu,
Nie znam Duszy pragnienia.
W czarnej skrzyni pamięci,
Zagubione wspomnienia.
Chcę je znaleźć - nie mogę,
Żółty papier strzępiony.
Wiatr je wirem porywa
I zamienia je w dzwony.
Biją głosem spiżowym,
Od którego drży ziemia.
W oczach słońce odbija
I je w ciernie zamienia.
Nie znam pola cierpienia,
Bolejącej miłości.
Nie znam drogi ułudy,
Aż do bramy podłości.
Nie znam tego co będzie,
Choć przekora mnie dławi.
Nie znam ujścia do morza,
W którym rzeka się pławi.
Nie znam fali spokoju,
W oceanie skojarzeń.
Drogi z Ziemi do Nieba,
Na firmament mych marzeń.
Nie wiem gdzie jest początek,
Który kończy poprzedni.
Czemu ludzie milczący,
Są przebiegli i wredni.
Stoję czasem nad sobą,
Z zapytaniem? - dlaczego?

Mam niewiedzy po uszy,
Ileż mogę nie wiedzieć?!.
Przecież z tego wszystkiego,
Można by się "zasiedzieć".
Można myślą utonąć,
Nie sięgając dna jego
I niewiedzę ominąć,
Mając umysł "ślepego".
Można, można - a czemu?,
Ludzie tego nie czynią?.
Nie gotowi są tonąć,
Lecz ostatkiem sił - płyną?!.
Chociaż woda głęboka,
Fala usta zalewa.
Z góry jeszcze przeciwność,
Kubeł wody wylewa?.

Taką mamy naturę,
Że jesteśmy? - przekorni.
Przekornością? - "nadobni"
I do tego? zadziorni.
Człowiek dostał tą wolę,
Która jego? - buduje,
Która w każdym momencie,
Nad nicością góruje.
Śmierć ją zabrać nam może,
Ale czyżby? - na pewno?.
Tutaj kropki nie stawiam,
Gdyż w pytaniu? - jest sedno.







sobota, 10 listopada 2012

T A M ? !..

Tam?! - gdzie rosły wierzby nad strumykiem - śpiące,
Tam?! - gdzie krecie kopce czerniały na łące.
Gdzie bocian też czynił,  swą służbę od rana,
A wróble stroiły, głosy do ćwierkania.
Tam?! - gdzie czajki krzykiem, goniły intruza,
Gdzie strumyk się wzbierał, kiedy przeszła burza.
Gdzie wiatr budził wierzby, graniem na fujarce,
Czas, który się toczył - nie miał liczb na miarce.
Tam?! -  gdzie strachy stały, butnie w marynarce
I gdzie cepy zboże, młóciły na garnce.
Tam?! - gdzie łąka kwitła na żółto w kaczeńcach,
A strumyk wśród trawy moczył mnie po piętach.
Tam?! - gdzie zima była - od ucha do ucha,
A zamiecią wiała mroźna zawierucha.
Tam?! - gdzie sanki z góry, goniłem na brzuchu
I mrozu nie czułem, na mym gołym uchu.
Gdzie Wiosna początek, miała w moim bucie,
A zerwany guzik, huśtał się na drucie.
Gdzie młodzieńczy zapał, tryskał rumieńcami,
A wszystko co piękne? - wciąż było przed nami.
Gdzie moi rodzice, jakże byli młodzi,
/wszak młodsi ode mnie, aż pisać nie godzi/..
Tam?! - gdzie moją młodość - opieka chroniła,
Która w słusznej racji, morały prawiła.
Pośród tego piękna - zieleni i słońca,
Stóp bosych na piachu, parzących, z gorąca.
Moje myśli tkają, młodości obrazy,
W kolorach tęsknoty - bez kiczu i skazy.
Czas się jednak uparł, bym ją tam - zostawił,
Lecz mi nic nie pomógł, ani też -  nie zbawił.
Jakby teleportem, jestem przeniesiony,
Gdzie Życie nie  stwarza już żadnej zasłony.
Teraz włos mi  zsiwiał  w wędrówce do bramy,
Która kiedyś była. gdzieś poza gwiazdami.
Horyzont się skraca - oczy mniej dowidzą,
A może się patrzeć, nawet dalej wstydzą.
Choć pamięć już dzisiaj, jakby niedomknięta,
Ale młode lata! - dokładnie pamięta...












wtorek, 6 listopada 2012

INNY W Y M I A R

Wciąż przed pytaniem - biegnie czas,
Ileż nadziei, zmieści w nas?.
Czy wskaże drogę?, doda sił?,
By w lepszym życiu - człowiek był.

My go gonimy - resztką tchu,
Aby się nie dać, schwytać złu.
Kryjemy płaszczem troski swe,
Tylko Bóg jeden - jeszcze wie.

Każdego ranka - ranny świt,
Z dnia wczorajszego wtacza zgrzyt.
Zostawia przy nas, a czas? -  mknie,
Nowe, nieznane - dopaść chce.

Gdyby nadziei - brakło nam,
Cóż by też zrobił, człowiek sam?.
Gdy też pomocy, z zewsząd brak,
Zostałby  tylko? - Krzyża znak.

Przychodzi jednak - czas na czas,
Że to on czeka, gdzieś  na nas.
Przejść w inny wymiar, nie wie sam,
Nie mając klucza - do tych bram.

NASZ WSPÓLNY - C Z A S

Stoimy razem,blisko siebie,
Wtuleni w jeden - wspólny czas,
Ale dlaczego?,  po kryjomu?,
Całkiem inaczej "czuje" nas?.

Pragnienie prosi? - bądźmy razem,
Nie rozdzielajmy swoich rąk.
Zaś czas, ten w środku, niespokojny,
Jednemu z nas, załącza  gong.

Że on już musi być gdzie indziej,
Gdzie nasze oczy stracą wzrok.
Chociażby jedno było przeciw,
To on wymusi - drugiej krok.

Nadchodzi chwila na rozstanie,
Trzeba wypuścić Miłość z rąk.
Tęsknota sięga, aż po gwiazdy,
Nie widząc srebra, tylko mrok.

Czemu to zawsze? - Ty odchodzisz,
A pozostawiasz z czasem mnie?.
Nie umiem jemu wytłumaczyć,
Że Twój się spieszyć wtedy chce.

Ten czas, co razem nas kołysał,
Zostaje przy mnie - czuję go.
Zwołuje wszystkie znane żale,
Jakby  naprawić chciałby zło.

Nie wie,że one? - nie pomogą,
Daremny zatem jest ich czas.
Zło się naprawi wtedy samo,
Gdy znów otuli - razem- nas.



niedziela, 28 października 2012

Ż A L

Co skłania człowieka, do łzawego żalu,
Że ktoś go odsuwa od życia w " Wersalu"?,
Czy też żali siebie, że mu w Duszy zgrzyta,
Przez mgłę wyobraźni gdy krzywdą okryta?.

Żal przychodzi z myślą -  kiedy kłuć zaczyna,
/Która brnąc przez życie, tak siebie zaklina/
Nie zawsze się łączy w parze do rozumu,
Chcąc być "realistą", więc unika tłumu. 

Myśl w żal się zamienia, sercem się przeciska,
Dochodzi do oczu, jakby? - do urwiska.
Wybuchając w sobie, sama się rozrywa,
Leci poza krawędź i łzami wypływa.

Patrząc na człowieka, który łzy wstrzymuje,
Nie czujemy "ognia", który je gotuje.
Nie widzimy myśli, od bólu skrzywionych,
Syczącym językiem węża rozdwojonych.

Mówię się, że wtedy? - człowiek ma cierpienie,
Że Duszę mu cisną, skaliste kamienie.
Że myśli tak walczą, aż rozum "ucicha",
Lecz kiedy on górą? wtedy człowiek - wzdycha.

A łza, co nie płynie - miejsca w Duszy szuka,
Tężeje krwią w żyłach i przez serce puka.
Myśli wszak płochliwe w zadumie boleją,
Miast moczyć się łzami, to one? - goreją.

Żal jest szybciej wylać, niżeli go spalić,
Ten ręce obmyje, ten może poparzyć.
Dlatego łzy w oczach, są zawsze gotowe,
Gdy ktoś ich nie "nosi"? - to płaci gapowe.




środa, 24 października 2012

ZMYSŁOWE M Y Ś L I

Zmysłowe myśli, objęły trwogę
I słuszność - we władanie.
Nie pomne w wartość swojej mądrości,
Też Boże przykazanie.

Przed tym doznaniem? - były szczęśliwe,
I prostą miały drogę.
Ja? - też się czułem, przy nich, tak samo,
Wierzyłem, że wciąż? - mogę.

Nic zatem sobą - nie wskazywało,
Że być inaczej może.
Wszak zaistniałe drobne niuanse?,
Znosiłem je w pokorze.

Tak nam się żyło?, nie powiem - długo,
Od gdzieś? - gdzie i zaranie. 
Życie by pewnie, nic przeciw miało,
Gdyby nie? - zakochanie.

Szliśmy swą drogą, patrząc pod nogi,
W kałużach? - Niebo woła.
Myśli zastygły, serce zaś drgnęło,
Gdym ujrzał w nich? -" Anioła".

Tu się zaczęła - moja gehenna,
Z myślami, moją drogą.
Życie wiedziało, że ja iść muszę,
A one?, że - nie mogą.

Odszedłem z wolna, od tej kałuży,
A one? - tam zostały.
Czy są szczęśliwe - mam tą nadzieję,
Ja idę sam - "zraniały"..




czwartek, 18 października 2012

K R O K przed SIEBIE

Idąc do przodu? - zawróciłem,
Stanąłem tyłem do przyszłości.
Gdybym się wrócił, skąd przyszedłem,
Czy bym się udał do zaszłości?.

A gdybym stamtąd? - zmienił drogę
I doszedł znowu, tam, gdzie stałem?.
Ktoś, kto przypadkiem stałby z boku,
Uznałby zatem, że znikałem?.

Świat martwy, stały, nieruchomy,
Jest fotografią zawsze wzroku.
Nie ma reakcji, ni zdziwienia,
Na ciągłość ruch, nawet? - kroku.

My się w nim tylko, gdzieś gubimy,
Gdy fotografia nam wyblaknie.
Stoję w zamyśle, wciąż w tym miejscu,
Kto kogo bardziej siebie łaknie?.

Znów zawróciłem - krok przed siebie,
Widzę, że ludzie mnie mijają.
Spojrzałem na nich z zapytaniem
Idą za czasem?, czy? - wracają?..





środa, 17 października 2012

E P I T A F I U M z PROŚBĄ DO NIEBA - DLA - L E S Z K A

Przychodzi taka chwila - na Ziemi i w Niebie,             
Że Człowiek między nimi?,  "jawi się", w potrzebie.   
Z tego miejsca już prośba? -  iść musi  do Nieba,            
Gdy Życie fala Śmierci, na Ziemi zalewa.                    

Jest  teraz taka chwila, rodzi się potrzeba,                       
By prośba wraz z nadzieją - szła prosto do Nieba.         
Do jego nieskończonej w Miłości -  Dobroci ,               
Że Dobroć ją wybieli i jeszcze? - "ozłoci".                

Prośba ta, która płynie - aż z głębi mojej Duszy,         
Z  Ziemi - niechaj  Niebo - całe sobą wzruszy.      
Nie proszę ja dla siebie, cząstki Jego woli,       
Lecz dla tego, już który? - znalazł się w "niedoli.  

"Niedola" mu zabrała  Duszę z tego Świata,        
Leszkowi i szwagrowi - ziemiańskiego brata.         
Zrobiła to jej siostra - Śmierć - bez  zapowiedzi,       
Choć wokół niego byli też starsi sąsiedzi.

Wiem, że jego tu Życie, na ziemskim padole,      
Było w sobie wszak wartkie, w dodatnim żywiole.      
Miał swoją osobowość i głośną i  szczerą,     
Lecz nie była dla Nieba? - człowieczą przecherą.       

Prośba zatem jest moja - o łaskę dla niego,          
Przyjmij że go więc Niebo, jakoby i swego.            
Ręczę ja, za mą prośbę - modlitwą i wiarą,         
Że mu dasz swe Zbawienie, nie darząc go  - karą.   

Widzę też koło siebie, więcej nas proszących,        
Żonę, Dzieci, Rodzeństwo i Matkę - płaczących.     
Wysłuchaj więc próśb naszych - zostaw nam nadzieje,   
Że przyjmiesz jego Duszę - w swe Święte Wierzeje.  








niedziela, 14 października 2012

O C Z E K I W A N I E

Dano mi miano - być Człowiekiem,
Wsadzono w skórę moją Duszę.
Dano mi jeszcze wolną wolę,
Oraz kierunek, gdzie iść muszę.

A iść tam muszę? - gdzie i wszyscy,
Na kraniec Życia i Otchłani.
Gdzie groby tworzą - Świat cmentarny,
A my jesteśmy, w nich - schowani.

Mamy w nich czekać na Zbawienie,
Na Bożą Łaskę - rozliczenie.
Z uczynków Duszy, oraz woli,
Że nas ożywi znów -  "spojrzenie".

Gdybyśmy mieli swą świadomość,
Czekając wtedy na Sąd Boży?,
Byśmy pomarli wiele razy,
Ze strachu - zanim? -  on się wdroży.  

Co w tym czekanie jest dziwnego?,
Że - nie ma czasu, ni? - niczego.
Niczego - co by nic znaczyło,
By nie dopuścić do nas - Złego. 

Wiem tylko jedno, że tak będzie,
Co ma się stać - to się stanie.
Co dziać się będzie, tego nie wiem,
Gdy przyjdzie kara? - za czekanie.

Wiem również o tym, że są myśli,
Co trudno trzymać je na wodzy
I o nie właśnie w "tamtej" chwili,
Możemy bardziej? - być "ubodzy".




sobota, 13 października 2012

MOJE S E R C E

Błądząc przez Życie - po omacku,
Za przewodnika Serce biorę.
Ono mnie nigdy nie pytało,
Czy w oczach również mam tą wolę?

Zawsze otwarte, zawsze szczere,
Widziało w ludziach? - zawsze Ludzi.
Nie odtrącało, nie żaliło,
Że coś go boli, oraz brudzi.

Na każda pomoc liczyć mogło,
Od mojej Duszy, oraz woli.
Zszywałem wszystkie jego rany,
Zawsze -  goiły się powoli.

Choć go nie proszę, ono czuwa,
Nad światem mojej wyobraźni.
Nie odstępując, nawet na krok,
Tego co dzieje się w mej jaźni.

Uduchowiony jego wiarą,
W godne poczucie praw Człowieka,
Jestem mu winien, to co nieraz,
Z oczu mi czasem też ucieka.

Wiem, że ma duże możliwości,
Wszak jemu starcza, mnie? - zostaje.
Chodzimy zatem, zgodnie razem,
W miłości pełne - rajskie Gaje.

czwartek, 4 października 2012

DZISIEJSZY D Z I E Ń

Dzisiejszy dzień - starszy od wczorajszego,
Widokiem jednak, podobny jest do niego.
Nadzieja znów - znajduje miejsca nowe,
Na których też, zasiewa myśli "płowe".

Budzi się dzień, a jam jest już bogaty,
Srebrem ros i nie mam żadnej straty.
Gdyby nie czas, cóż więcej by mi trzeba,
No chyba że, błękitu trochę z Nieba.

To właśnie on w pamięci mej wertuje,
Wczorajszy dzień - z ironią odczytuje.
Co chciałem mieć, ale? - nic nie zrobiłem,
Gdyż chęci swe w manowcach rozpuściłem.

Lecz czemu ich, aż tyle się zebrało?,
Już chyba wiem?! - to czasu miałem mało.
Więc dzisiaj go, wyłączę na zegarze,
Ciekawym jest, co jutro mi pokaże??.



wtorek, 2 października 2012

SENNY M O R F E U S Z

Pytam się, czemu Ty? - odwiedzasz moje sny,
Gdy zaś się budzę już, zamieniają Cię w kurz.
Gubi się błogi czas, który był obok nas,
Choć mocno trzymam go - jest jak upiorne zło.

Mój senny Morfeusz, jest bramą do Twych ust,
A Hypnos o tym wie, bo też nam pomóc chce.
Zazdrosny nocy dzień? -  zamienia wszystko w cień,
Ten złodziej nocnych Dusz, rani jak Tezeusz.

Gdyby kroczący czas, zamienić w skalny głaz,
Podeprzeć bramę nim, lub dać mu? - paronim.
Mógłbym ja zostać w śnie, który o Tobie wie,
Mógłbym nie budzić się i Kochać, Kochać - Cię.

Nadzieję jednak mam, ze trafię znowu tam,
Gdzie nocny bawi czas, by złączył razem nas.
Za smak zaś Twoich ust , gotowym jak Faust,
Zaprzedać Duszę mą, za Miłość - tylko Twą.



                                                

czwartek, 27 września 2012

BOSY Ś L A D

Ilekroć zbiorę myśli - problem mam,
Gdyż będąc poza nimi, jestem sam.
I wtedy jakby inny  wokół Świat,
Nie jestem w stanie uznać? - kto mi brat.

Przez oczy obraz wnika - w Duszę mą,
Do głębi moich marzeń. które śnią.
W ogrodach rzeczy dziwnych widząc to?,
Gdzie dobro się kaleczy - depcząc zło.

Po moich bosych stopach - bosy ślad,
Zadaje mi pytanie, abym zgadł?.
Czy ja go rozpoznam?, gdy włoży but,
I jeszcze w  moich myślach? - znajdzie skrót.

Idę więc cicho za nim - tam gdzie on,
Słuchając bicia serca ? - krzyku wron..
Gdy się już ja odnajdę,  w myślach mych,
Nie będę słuchał innych - tylko? - swych.







KOLORY J E S I E N I

Dojrzewa czas, dojrzewa - Jesień wystraja go,
Jakby nam chcąc zapłacić?, za całe letnie "zło".
W zielonożółtych liściach, czerwony jabłek smak,
To na nich własnie jesień, odbija już swój znak.

Na wietrze nić pajęcza, odbywa próbny lot,
W złotym promieniu słońca, zaplata długi splot.
Będzie się z latem żegnać, ponad łanami pól,
Osiądzie w polnych drogach, na ciemnych skibach ról.

Część ptaków odleciała, biorąc ze sobą śpiew.
Słychać jak dzięcioł stuka w suchych gałęziach drzew.
Wiatr już przelicza liście, szumiąc im swoją pieśń,
Że przyjdzie mroźna Zima, choć jeszcze jest tam? - gdzieś?.

Zaś Słońce coraz niżej, ponad czubkami drzew,
Kieruje swe promienie, gdzie zniknął ptaków śpiew.
Oddając chmurom miejsce, co lubią mroźny ziąb,
Których się też obawia, nawet ogromny - dąb.

Cieszmy się więc kolorem , co Jesień w sobie ma,
Darząc nas swoim pięknem, owoce jeszcze da.
Dojrzewa czas, dojrzewa  i my pośrodku drzew,
Czekając, aż nam ptaki? - przyniosą nowy śpiew.






piątek, 14 września 2012

A P O T E O Z A

Być, albo? - nie być..Pytać by nożna,
Znanej maksymy, nie przeciążam.
Znając zaś ogrom spraw niejasnych,
Nie wiem, czy za nim? - ja nadążam.

Mój kolokwializm zachowawczy,
Z prostoty sprawy? - robi koło.
Stawiając zatem to pytanie,
Mam "grać" na smutno - czy? -  wesoło.

Sylabizując trudne słowa,
Dopuszczam zgubę - sensowności.
Przykładem wieczny somnambulizm
W pisaniu wierszy? - o miłości.

Apoteoza więc pytania,
Prowadzić może? - na manowce.
Nie chciałbym?, aby z mej "zagrody",
Za wilkiem wyszły - także owce.





W O D A

Tam, gdzie płynie woda? - w siną dal,
Patrząc na jej tonie, czuję żal.
Ileż tego żalu?, nie wiem sam,
Wiem, że pewno więcej - niźli gram.

Pod postacią deszczu? - rosi kwiat,
Dając życie Ziemi, tak od lat.
To znów się zamienia?, w biały puch,
W którym zamieszkuje - zimny Duch.

Zaś po letnim deszczu? - tęczy łuk,
Robi Niebu, kolorowy stiuk.
Kiedy jest jej dużo, spływa w dół,
Torując swą drogę? - niczym wół.

Teraz płynie ona? - u mych stóp,
Rzucam do niej kamyk, słyszę chlup.
Czemu tylko tyle?, tu mam żal,
Że płynie wciąż cicho - w swoją dal.

Na rzece łabędzie - płyną trzy,
Czyżby to skrzydlate, moje sny?.
Cóż rzec?, łabędź także niemy jest,
Nie wiem co wyraża? - szyi gest.

A mnie? - Zycie płynie - dzień po dniu,
Oraz?, w takim jednym pragnieniu,
Że mi kiedyś kamyk - odrzuci.
Może swoje wody - odwróci?.






sobota, 8 września 2012

PYTANIE DO Ż Y C I A

Gdy Życiu przyjdzie - pożegnać Świat,
Zostawić wszystko i spalić kwiat.
Ten, który zdobił nasz ziemski czas
I swoim bytem przenikał nas.

Czy nam zostawi? - po sobie ślad,
Tam?, gdzie przebywał, też jego brat.
Czy też wymaże, po sobie byt,
Jak po oliwie?, zanika zgrzyt.

Widzimy Życie -  przez oczy swe,
Ale już nie to?, co ono chce.
Jego potrzeba ? - jest w środku nas
I miejscach w których, nie mieszka czas.

Zamknięcie oczu? - trwoży tak czas,
Jakby samotne zbłądzenie w las.
Gdyby nie "Ego", co w środku tkwi,
Stracilibyśmy? - rachubę dni.

To inne oczy? - widzą nam twarz
I w nich jest trudno, odnaleźć "strasz".
Tak  jedno Życie? - ma dwie strony,
Czasem środek - niewyważony.

Dzisiaj odeszło? - "to" -  z oczu mych,
Które widziałem, je w "ramach" swych.
Lecz zostawiło ? - pytanie to:
Gdzie jego "Ego", co obok szło?







PO SENNYM K O B I E R C U

Po dniu pełnym wrażeń, przychodzi - uśpienie,
Przez świecącą szybę już widać półcienie.
Zaglądają razem ze światłami ulic,
Czekają aż usnę - będą mnie się tulić.

Nie chcę szybko usnąć, chcę nocy - smakować,
By senne marzenia, przy gwiazdach? - zachować.
Chcę im spojrzeć w oczy, na ich firmamencie,
Na Serca kojenie, odnaleźć zaklęcie.

Ponoć są miliardy, a mnie? - jednej trzeba,
Tylko w którym miejscu, będzie ona Nieba?.
Na srebrnym rydwanie, pośród ich migotu,
Będę każdą znaczył, kroplą wziętej złotu.

Wiem, że ją odnajdę, choćbym noc miał szukać,
Nie chciałbym i Serca, też mego - oszukać.
To ono mnie przecież, w tą podróż wysłało,
Póki jej nie znajdę?, to będzie - czekało.

A kiedy ją spotkam, sen suknie jej włoży
I stanie się dla mnie? - Boginią przestworzy.
Po sennym kobiercu, pójdziemy przed siebie,
Ach!, jaka jest ona -  podobna do Ciebie!.








wtorek, 4 września 2012

SKRZYDLATY O B Ł O K

Tam, gdzie się kładą skrzydlate obłoki,
A poza nimi? - bezgłębny jest czas.
W odcieniach czerni podlanej błękitem,
Świat srebrnych marzeń, rozkwita wciąż w nas.

Dzień blaskiem Słońca, rozdziela dwa "Światy",
Kryjąc w jasności bezkresność i dal,
Jakby nam dawał na chwilę - odpocząć,
By w tej oddali? - nie schował się żal.

Gdyż kiedy Gwiazdy zaiskrzą na Niebie,
A Księżyc gładzi poświatą nam twarz,
To wtedy z Duszy wzlatują marzenia,
Co by to było, gdy? - wzięły by nas.

W takim ogromie i czas drogi gubi,
A wyobraźnia? - też lęku ma dość.
Czy aby w miejscach, o których nie wiemy,
Za dobrem marzeń? - nie kryła się złość.

Naszym wytchnieniem? - jest sen w nocnej porze,
Który ma własny, ciekawy też Świat.
Dając nam szanse w "ciernistym ogrodzie",
Brać w swoje dłonie, pachnący nim kwiat.

Skrzydlaty obłok rysuje swe cienie,
Wiemy, że nad nim? - jest Słońce, gdzieś ,hen.
Nocą zaś w Gwiazdach jest tyle tajemnic,
Rozwikłać czasem? - próbuje je sen.














poniedziałek, 3 września 2012

GÓRA L O D O W A

Cokolwiek w Życiu się dzieje,
Wiążemy z tym? - swą nadzieję.
Choć znamy "mądre" przysłowie                                      
I "mądrość"? - że jest po słowie.

Znamy też i wiele innych,
Na których ludzkość? - "dojrzewa".
Tworząc je swym doświadczeniem,
Od kiedy zeszła już z "drzewa".

Z tym "zejściem"? - to nie do końca,
Nauka "wierzyć"? - by chciała,
Ale to z racji - niewiedzy,
"Uczoność? - w księgi - wpisała.

Lecz na poziomie człowieka,
"Nauka"? - nic ma do rzeczy.
Każdy inaczej odczuwa,
Co też mu? - natenczas - "skrzeczy".

Życie? - jest górą lodową,
Z ukrytym wnętrzem - pod "wodą"
I tam jest miejsce - "zagrożeń",
Nawet dla siebie - przeszkodą.







I JAK Tu Ż Y Ć

Kładę  się spać - ze "zgagą" w głowię,
Gdy wstaję rano, to mam - 'mrowie",
Albo? -  na zmianę.  Sen wyznacza,
Co się przez ciało w noc przetacza.

Natłok wszystkiego, co się dzieje,
Tłucze się w środku i szaleje
I nie określa swoich granic,
Mając rozsądek "nocny" - za nic.

Jestem wielbłądem - swego Świata
I lianą? - która pień oplata.
Zdusi?, nie zdusi, ale? - żyje,
Świnia też łasa na pomyje.

Gdyby tak? - kranik, odpowietrznik,
Do lotu skrzydła i statecznik,
Ale? - nic z tego, żadne "prawa".
Do bólu głowy? - wciąż - "zabawa".

I to nie taka - z "przyjemnością",
Gdzie się uciechy same goszczą,
Lecz? - całodzienna  - karuzela,
Aż Duch z obawy w niej zamiera.

Totalny "nieżyt" i bałagan,
Z moralną pustką, niczym sagan..
Pytanie pada: " I jak tu żyć"?!,
Aby po nocach? - normalnie śnić?.
















poniedziałek, 27 sierpnia 2012

SZTUKA C Z Y T A N I A

Czy? - ktoś próbował wiersz odczytać,
Ze słów na papier  - nieprzelanych?.
Wyblakłych, skrytych gdzieś w pamięci,
I w niej głęboko zapisanych?.

Patrzymy nieraz w środek siebie,
W tęsknocie Ducha rozmyśleni.
Jesteśmy w swoim - innym świecie,
Od środka w oczy? - zapatrzeni.

Widzimy siebie z perspektywy,
Odległych lat i dziwnych zdarzeń,
Przykutych myśli w punktach zwrotnych,
Dających pola do skojarzeń.

Pośrodku widzeń tego świata,
Krążą jak ptaki nasze słowa,
Dając poczucie bycia wszędzie,
Co tylko zmieści nasza głowa.

Spróbujmy dotknąć je rękami,
Które je będą pleść w warkocze,
Lecz nie wplatajmy do nich takich,
Które się mienią, że? - prorocze.

Próbujmy  - patrząc przez swe oczy,
Splatać warkocze na papierze,
A one same w wiersz się złożą,
Oddając myśli nasze - szczerze.

Jeśli? - ktoś będzie miał spryt w ręce
I zdąży spisać je z pamięci?,
To może udać mu się "sztuka",
Że z tych warkoczy i bicz skręci.

środa, 22 sierpnia 2012

Ż A L..

Znów mi dziś? - upłynął dzień,  
Takich było już tysiące.    
Trochę z nich? - jak ten sad,  
Ale reszta? -  raczej  śpiące. 

Zdobiąc Świat - swą osobą,
Jestem w kręgu jego marzeń.
Nie darując sobie też, 
By mu dodać swoich  zdarzeń.

Czy mam  żal? - ależ - że tak,
Przecież mógłbym, zostać ptakiem.
Orła głosem  - góry ciąć ,
Lub nad falą być głuptakiem.

Tylko czas? - pogania czas,
Jest mu ciągle siebie mało.
Zastanawiam się więc dziś,
Ile takich dni zostało?..




NASZ C Z A S

Jest czas i? -  nie ma go,  
Jak  przy dobrze -jest i zło . 
Raz go mamy, raz? -  ucieka,  
Gdy go trzeba? -  to nie czeka  
I zabiera dobre chwile,    
By za chwilę być o milę.  

Przyznaj -  po cóż ci on
I tak kiedyś? - przyjdzie zgon.
Wtedy chwile są na mile
I po cóż ci ich aż tyle?,
Wieczność cała się zatkała,
Tyle czasu nazbierała.

I tak historii wiatr,
Na swych żaglach goni Świat.
Gdy chcesz ukraść jedną chwilę?,
Przecież ma ich, aż? -  na tyle,
To się trzeba bardzo spieszyć,
Aby móc się nią  nacieszyć.

Zegar odmierza czas,
Zimny jest jak wielki głaz.
A ty kochasz i się spieszysz
I w pośpiechu się nagrzeszysz.
Miłość swoje węzły splata,
Z braku czasu? -  jest rogata.

A ty? - wciąż liczysz dni,
Z myślą.że to nie są sny.
Chociaż nie wiesz? - co cię czeka,
Dość dziwaczny los człowieka.
Chociaż twierdzisz? -  żeś spełniony,
To się czujesz okradziony.

Był czas - nie było nas,
Teraz  jest - nie będzie nas.
Kręci Ziemia się dokoła,
Rannym słońcem co dzień woła.
My wpatrzeni ciągle w gwiazdy,
Wysiadamy podczas  jazdy.

JEDEN K R O K

Po każdym kroku? - jest drugi krok,
Idziemy zawsze? - gdzie pada wzrok.
To? - "ordo rerum"  -  jego ładu,
Bo cóż wynikłoby z przysiadu?.

Może niemądre to pytanie?,
Wszak mu podobne jest też stanie.
Zawsze nas ciągnie, coś przed siebie,
Chociaż? -  nie zawsze jest w potrzebie.

Nie znamy także, co się stanie,
Czy będzie radość - czy? - płakanie.
Nie wiemy również nic o losie,
Czasem? - dosięga dziurek w nosie.

Ileż już żalu się rozlało,
Że nam z rozsądku, śmiać się chciało?.
Jest, ale? - jakby go nie było.
Mówimy nie raz - coś się śniło?.

Żalimy siebie  - nie zdążamy,
Gdyż tyle kroków ktoś przed nami.
Albo inaczej? - że? - spóźnieni,
Tak się czujemy w swej jesieni.

Ale? - w zapasie wciąż mamy krok,
Szczególny, gdy się zmienia Rok.
Horyzont zawsze jest przed nami,
By było dziwniej? - też za nami.






wtorek, 21 sierpnia 2012

"P A N T A R H E I"

Zamienię Życie - na "Wieczny Czas",
Swoją pokusę?  - w kamienny głaz.
Zabiorę z sobą  swój ziemski ślad,
Oddam go gwiazdom, tak, za "Pan Brat".

Wszystko wiruje a Życie tkwi,
Kiedy śpi ciało? - to ono śni,
Gdyż nie jest pewne, co dzień mu da,
Czyż znów "pogoda"? - nie będzie zła.

Naszym strażnikiem, jest ziemski czas,
Z każdej sekundy - rozlicza nas.
Życie się broni, nie szczędzi sił,
Byleby przy nim? - on ciągle był.

Tu Artemida głosem czyta,
"Peri Physeon" - Heraklita.
Rzeka wraz czasem, zawsze płynie,
On? - lustrem, ona? - zaś w głębinie.

"Logos" Człowieka, powstał z Ziemi,
Schodzi na "końcu"? - do podziemi.
Zaś w powiedzeniu - "panta rhei"
Jest tyleż zguby?, co? - nadziei.








poniedziałek, 20 sierpnia 2012

PÓŁ Ż A R T E M TROCHĘ NA S E R I O

Nie chcę i nie muszę, lecz? - jak się już wzruszę,
To wtedy? - darujcie - mam taką pokusę?,
Że wszystko, co nie jest - nie pisze się w rejestr,
Choćbym iż też musiał, oddać się pod sekwestr.

Co tylko usłyszę?, to siadam i piszę,
Sylaby i rymy - rozkładam i liczę.
Choć mam swe maniery, to gość ze mnie szczery,
Nie dam się podpuszczać, przez żadne? - litery.

Na rymy mam sposób i tego nie zdradzę,
Gdyż mógłbym utracić, cokolwiek na wadze.
Jak któryś oporny? - to tak go urobię,
Ze gotów jest świecić na swoim już grobie.

Wiedzą też chochliki, że mnie nie przerobią,
Jak który gdzieś wpadnie? - to same się skrobią.
Na słowa oporne? - też mam swe sposoby,
A wszystkie spatrzyłem, od Pana Zagłoby.

Mickiewicz "Dziadował", a Słowacki "wieszczył",
A ja słowa piszę, bym się nimi cieszył.
Czasem mnie z Asnyka - dopada liryka,
A wtedy? -  te czułe , zbieram do koszyka.

Zanim się coś stanie, zakończę pisanie,
Bo mi ktoś zarzuci, że? - pisze litanię.
A teraz zagwiżdżę, bo tu sami nasi,
Napisać? - napiszę, jak mi kiedyś "spasi".


niedziela, 19 sierpnia 2012

KOLORY i MARZENIA

W tęczowym słońcu - moje myśli,
Rzucają  szare cienie.
Jakże mam poznać z ich koloru?
I różnić swe marzenie?.

Słyszę je w uszach? -  jak symfonię,
Karmiącą moje zmysły.
Boję się jednak, aby w trąbach,
Nie głuchły i nie prysły.

Te najpiękniejsze? - są jak bańki,
Mydlane i ulotne.
Cienie? - pod którym się skrywają,
Są prawie - niewidoczne.

Więc przydałby się znak koloru,
Bym tęczę mógł - malować,
Potem ją ująć w swoje dłonie
Przytulić - w Sercu schować.

Każdy ma swoje, te kochane,
Przez Słońce przechodzące.
W zieleni trawy choć ukryte?,
Kolory? - dają łące. 
.


W G E N A C H ZAPISANE

Gdybym Cię nie kochał - cóż bym z Życia miał?,
Niczym wiatr na polu, przy strachu bym stał?.
Gdyby Cię nie było? - któż by wtedy - był?,
Przecież bym o innej? -  nie tak mocno śnił.

Gdyby Cię zabrano? - w inny całkiem Świat,
Jedynym ratunkiem?, byłby dla mnie - kat.
Nikt mi nie odbierze, co też w sercu - mam,
W którym tą melodię dla Ciebie - wciąż gram.

Dla Ciebie, dla Ciebie,
Dla Ciebie - jedyna.
Śpiewają słowiki
I szumi leszczyna.
Dla Ciebie ma Miłość,
Gwiazdeczkami świeci,
Choć jesteś daleko,
To ona? - doleci.
Wiatr na liściach szumi,
A echo - powtarza,
Że, gdy Miłość Kocha?,
Niczym się nie zraża.
Księżyc mi obiecał,
Do snu Cię układać
I na Twoich włosach,
Brylanciki składać.
Dałem snom pieniążek,
By Cię - ugościły
I pod Twoją głową,
Poduszki mościły.
Dałem to co miałem,
Więcej? - obiecałem,
Za to tylko jedno,
Że Cię? - pokochałem.
Świat?, ten bez Miłości,
Tak niewiele znaczy.
Tutaj kończę pisać,
Gdyż? - mi się majaczy.

Siadłem by w zadumie , ułożyć ciąg dalszy,
Nie powiem, że nagle, ot tak? - jestem "starszy"?!.
Czy to uniesienie z majaczeniem włącznie,
Chce mi tu pogrozić, że? - nigdy nie spocznie?!.

Czy jak Syzyf będę, Miłość w górę toczył,
Choćbym się sprzeciwiał, może nawet - psioczył?.
Cóż? - niektórzy mają - w genach  zapisane,
Że co Miłość czyni? - musi być - pisane.










czwartek, 16 sierpnia 2012

ŁZA Ż A L U

Me siwe włosy i? -   łza żalu,
Na puste dno co jest w Graalu
I na ten worek dnem do góry,
Który erzacem jest mej skóry.

Ilekroć z niego się wychylę,
Zaraz mi serce skacze - milę.
Jakobym ptaka puszczał z klatki.
Ściskając w worku - swe manatki.

Ileż już razy?! - próbowałem
I le razy zamieniałem?!,
Wkładałem w worek? - swoje nogi.
Nie wiem ? - co mogły dać ostrogi.

Worek na głowie? - brak widoku,
Nogi we worku? - to bez kroku.
W oby wypadkach? - wolne ręce
I to był ten plus, w mej , udręce.

Czy na tym życie ma polegać,
Mieć wybór - patrzeć?, czy też? - biegać?.
Od tego właśnie? - posiwiałem,
Gdyż? -  się w tym wątku - zatracałam.

Czy mogę żalem - sięgać żalu?,
Że nie zobaczę wina w Graalu?
I że mam taką dziwną skórę,
Raz dnem na dole, a raz? - w górę!.

Rekami za to? - pisać mogę,
Nie muszę ruszać? - w żadną drogę.
O moją skórę zagram w kości,
Gdy mnie obedrze już ze złości.




poniedziałek, 13 sierpnia 2012

S U F L E T - MYŚLOWY


Ilekroć przychodzi szukać nam przyczyny,
Tylekroć skręcamy na kierunek winy.
Co nie ma zarzutu?, z racji jest - niewinne,
Natomiast go mając? - samo sobie - winne.

Jak mamy osądzić? - skoro też nie wiemy,
Jakich to przekonań, od czego bierzemy.
Wysnuwamy wnioski niczym nie pokryte,
Wszak one też mogą, być jakowoś skryte?.

Sami z tą niewiedzą? - jesteśmy skazani,
Sięgania do szczytów, grzebania korzeni.
Liczymy przypadki, zbieramy poszlaki,
By stwierdzić?, że mamy? - też obraz nijaki.

Perpetuum mobile - zakreślone wątki,
Są końcem tam czegoś - stwarzają początki.
W mówieniu, pisaniu , słuchaniu i łganiu,
To dictum acerbum w kółkowym dreptaniu.

Sam się zapędziłem w dyrdymalne wątki,
Gdyż chciałem sztukować, końce i początki.
Wyszło?! - nic nie wyszło, gdyż wyjść nie musiało,
Ot, cała historia, że się pisać chciało.

Jeżeli ktoś z tego?, cokolwiek wyciągnie,
To przyznam się szczerze, że mnie chyba "pognie".
Ale? -  tu zostawiam ten "suflet myślowy",
By ktoś nie pomyślał, żem jest "czubkiem"? - z głowy.