niedziela, 27 listopada 2011

N I E P O K Ó J

Dojrzałem dzisiaj oczu muśnięcie,
Tak delikatne, jakby? - zaklęcie.
Spojrzałem w oczy, obraz? - uroczy,
Serce zdrętwiało i? -oniemiało.


Piękno wejrzenia, już urzekło mnie,
Me są podobne!. Dobrze to?, czy -  źle?.
Spojrzą raz jeszcze? -ja? -  zakocham się..
Czy przed swym sercem? - sam obronię się!?


Dziewczyno miła  - Jakaś? -  wspaniała!,
Serce dodaje - "wręcz  doskonała"!.
Jeżeli kochać? - ktoś się odważy?!,
Jeżeli?.Jeże.? - można by marzyć?!.


Tak delikatna - jak lilia wodna,
Do tego jeszcze? - skromna, pogodna..
Milutki uśmiech, na pięknej  twarzy,
A to mej Duszy? - tylko się marzy..


Jaka  cudowna, miła, kochana.,
Ale uczucia? - strona? - nieznana?.
Jesteś zagadką? - jak kwiat paproci,
Bo nie wiem której? - rozkwitniesz nocy.


Ja? - mógłbym czekać w mym utęsknieniu,
Zaświeć iskierkę w Twoim spojrzeniu.
Daj mi też chwilę - cichej? -  nadziei,
Niech moje serce? - tremę ośmieli.


Marzenie Duszy? - chciałbym zrozumieć
I pomóc jej w tym?- chciałbym też umieć!?,
Nie wiem, czy wszystko? - napisać umiem,
Lecz jestem pewien - sercem zrozumiem.


Nie wiem jak trudne, to? - co napiszę,
Patrzę oczami? - a Duszą słyszę!.
Przez pustą  przestrzeń i mroczą ciszę,
Dźwięki miłości, ja? - ciągle? - słyszę.


Tak jakby odgłos dzwonka leśnego,
Przebijał poszum - lasu całego.
A ponad łąką, poranną rosą,
Organy grały - muzykę niosąc.


Przepiękna chwila!. Poznać uczucie,
Czyżby budziło? - ponowne Życie?.,
Czuję? - jak Dusza? - robi się miękka,
Miłość na kwiatach - pośrodku? - klęka.


Serce to czuje!. Tym mocniej bije
I się przed nikim, z tego nie kryje.
W oku się " łezka" kreci -  malutka,
Taka wilgotna, taka? - cieplutka.


Zaś myśli?, nawet? -  te? - rozwichrzone,
Jęły układać? - się w jedną stronę.
I  nie jest dla nich? -  ważne - dzień?, czy noc,
Czuję, jak rośnie? -  też?, uczucia moc!.


Jak się? -  rozlewa,  na moje ciało,
Dla niego jednak? - ciągle? - za mało.
Wciąż w uszach dźwięczy - melodia znana,
Cichutka, słodka - jakże? - kochana.


"Jestem? -  Miłością - Twoją - kochany,
Przyszłam do Ciebie? - wraz z mlekiem mamy.
Byłam przy tobie ? - przez wszystkie lata,
Pozwól się udać? -  na "Górę" Świata,
Bym mogła widzieć? - wszystko od góry,
Rozwiać nad Tobą? - też czarne chmury.
Chcę by Ci Słońce? - jasno  świeciło,
Razem ze szczęściem? - przy Tobie było.
Dla Ciebie? - wszystkie!  - wytężę siły,
Chcę tylko abyś? - był dla mnie miły."


I teraz właśnie? - tak to się stało,
Świat się poruszył - jakby "jaśniało"?.
Blaski zakryły? - wszystkie me cienie,
Iskrzą "brylantem" - zwykłe kamienie.


Czuję? - jak "ciepłe"?-  Dusza ma dłonie,
Ze mógłbym  latać? - po Nieboskłonie.
Tu mnie za rękaw, łapie? - rozwaga,
Tak nie pasuje - gdzie Twa ? - powaga?!.


Spojrzałem wokół? - Jej już nie było,
Wracała  szarość - czyż mi się śniło?.
Śmiać się?,  czy płakać?. Dać sobie spokój,
Wszak by tak trzeba..Lecz? ten? - niepokój?..












sobota, 26 listopada 2011

CZAS R E F L E K S J I

Nadszedł czas refleksji i zadumy smutnej,
Przyjrzeć się Miłości - dziwnej?, bałamutnej.
Ilekroć ją czuje, gdzieś w sercu? - głęboko,
Gdzie myśl tylko może - a nie sięga oko.


Czuję, że ten "promień" - mój przewodnik Ducha,
Jakiś jest "zaćmiony", żarem już nie bucha.
Tak jak "czarna dziura", gdzieś? - daleko w Niebie,
Wszystko co jest wokół? - ona wciąga w siebie..


Choćby nawet Słońce, blaskiem się - broniło?,
Ono? - też tam zniknie, jakby? - go nie było.
Zebrane uczucia - z "orbity" Miłości,
Zostały wrzucone? -  w" głębiny"  nicości.


Nicość ją poraża: - lęk, obawa, trwoga,
Jedyny ratunek? - to "Opatrzność Boga".
Zatrważa mnie jedno: - Jak z blasku miłości?,
Można się tak? - "zapaść", w otchłanie ciemności.


Rozpadła się Miłość, w środku mojej Duszy,
A otchłań i ciemność? - wciąga ją i kusi.
Wszystko? - co dokoła, wręcz blaski zatraca,
A ja Miłość wołam!: Poczekaj!, Zawracaj!.


Nie odchodź ode mnie - wszak ty? - moja byłaś,
Pozostań w mej Duszy! - wszak się nie spełniłaś.
Wiem, że w mojej Duszy? - byłaś "rozgoszczona",
Teraz? -  chcesz ją rzucić? - głęboko zraniona?.


Pozostań w pobliżu, wspomóż Duszy męki,
Gdyż Demony czasu - chcą waszej rozłąki.
Gdy więc Ty odejdziesz? - i sama zostanie?,
Podda się zraniona i w sidła ich - wpadnie.


A Ty? - gdzieś samotna? -  będziesz błądzić?, wołać?,
Nikt Cię nie usłyszy w ciemności - tej ciszy.
Może? - kiedyś razem?, pójdziecie w Zaświaty,
By na "Rajskich Łąkach" - zbierać wonne kwiaty.


Bóg Was wynagrodzi za trudy , cierpienia,
Za to co nie było? - tutaj do spełnienia.
Miłość jest wraz z Duszą, przez Boga stworzona,
Kiedy jedna cierpi? - druga jest  - zraniona.


Gdybyście się w różne, tak rozeszły strony?,
Nie miałbym nadziei? - że będę ? -zbawiony.
Będę Was namawiał, na zgodę - na Ziemi,
I wierzył, że miłość? -  tu się "ukorzeni". 

sobota, 19 listopada 2011

TAK Ż Y J Ę...

Pisanie swoje topię w miłości albo snach,
Nie lubię mieszać słowem w wojennych jakichś grach.
A o tym? - co napiszę - "magiczność" sama gra,
Zna więcej niewiadomych, niż cała Armia ma.


Niuanse i akcenty, przykładam tu i tam
Jak taktyk swoje wojsko z zapleczem cały kram.
Nie daję ja rozkazów, lecz słucham Duszy swej,
Nie żądam: hasło-odzew, gdy powie do mnie  - hej!.


Wysyłam miłość w gwiazdy, w mgławice mlecznych słów,
Wygładzam tęskne drogi, gdy wojsko kopie rów.
Podpieram tęczą Niebo, ze Słońcem w berka gram,
Przenikam - a tu wojsko? -pilnuje swoich bram.


Na wietrze białe żagle, rozpinam wierszem słów,
Zaś wojsko pod hełmami pilnuje swoich głów.
Zapalam i rozjaśniam niebiański neon gwiazd,
Zaś wojsko dla ochrony, wygasza światła miast.


Ja? - dumnie kroczę w blasku a za mną armia słów,
I słyszę gdzieś z oddali:- Stój!. Padnij!. Powstań! znów.
Na skrzydłach swojej Duszy rozpinam światła zórz,
Zaś wojsko kroczy środkiem,gdzie błoto i gdzie kurz.


Tak żyję w swoim Świecie i radość z tego mam,
A zło? - które spotykam, naprawić mogę? - sam.

niedziela, 13 listopada 2011

"E G O "

Że Życie - ciężkie "sowicie", to żadne przecież odkrycie,
Dobrze jest, że sen istnieje, gdyż? - po nim - jakby nam "lżeje".


Sen nam zaciera zmartwienia,
Zmienia też? -  "pole" widzenia
I perspektywę przed nami,
No właśnie - żeśmy nie sami.


Gdyż Świat? - to mrowie ludzkości,
A każdy Życie swe "mości"
I swoim "Ego" - go mierzy,
Ma Duszę, która też wierzy.


Puszczony bąk - się obraca,
Chwiejąc się? - kończy, przewraca.
Wcześniej nadzieją "podpiera"
I z lękiem w wieczność - spoziera.


Przychodzi czasem pytanie?:
Na swoje miejsce i stanie,
Dlaczego? - Ja tu i teraz,
Mam Życia twarz, oraz "wyraz".


Każdy ma swoje wspomnienia
I w myślach - losu "spełnienia".
Przynosi łzom to ulżenie,
Nawet? - gdy zginie - marzenie.


Stajemy "twarzą" do Życia,
W otwartych oczach? - źrenica,
Śledzi - co wokół się dzieje,
Raz płacze, to znów się śmieje.


Czy też pod Bytem - "zapadnia",
Swoje po fakcie "odgadnia"?.
By ulec wręcz "modulacji:",
Śląc Byt? - do reinkarnacji?.


A może się nie przejmuje
I swój "mechanizm"? - blokuje,
Śląc w zatracenie -to - "Ego",
I szuka sobie? - innego?.


Tu kończę swą dywagację, gdyż muszę spożyć? - kolację,
Sam jestem bardzo ciekawy? -  stosunek "Ego"? - do kawy.















P U S T K A i N I E M O C..

Czym jest bezsilność?: Resztką niemocy,
Szukaniem cienia pochmurnej nocy?.
Wmawianie sobie, że się "odmieni?,
Niesiane ziarno - ugór zapleni?.


Pustka i niemoc - dwa puste słowa,
Na których korzeń zapuszcza dola.
Na zimnej skale, wiatrem gładzonej,
"Wyschniętej" chęci - słońcem spalonej.


Jedno pragnienie? - dwie różne strawy,
Jakby Świat nie chciał, być naprawiany. 
Jakby się pustką "zachłysnął" cały,
A za nią jeszcze, złe myśli stały.


Pesymizm Ducha, pesymizm chęci,
Gubienie woli ze swej pamięci.
Kasacja myśli wraz z  tkaniem - zła,
Oświeci pustkę i radość jej da?.


To narzekanie , to nic innego,
Jak stosowanie? - prawa Kalego.
Rozmiarem pustka, przerasta "ego",
Tyle w temacie ja mam do tego.


Zalecam jednak ostrożność wielką,
Aby swą pustkę? - nie grzać rozterką.
Gdyż z połączenia? -wyjdzie?! - co wyjdzie?
Cóż?. Kiedy wyjdzie, to i ? - też przyjdzie.


A wtedy będzie? - brak tłumaczenia,
Przed górą roszczeń i zniewolenia.
"Ego"? - się zgubi w swym zatraceniu,
Strach będzie myśleć o swym? -"myśleniu".





piątek, 11 listopada 2011

W P A T R Z O N Y w W O D Ę?... Stoję..

Ileż moich nadziei? -  "przewiał" nad rzeką wiatr,
Ileż "stawianych" kabał? - nie wyszło, z braku kart.
Stojąc  nad brzegiem rzeki -" widzę" w niej Twoją twarz,
A wokół niej? - "nadzieje", które? - na pewno znasz.


Czemu ich tyle miałem" - sam nie wiem, nawet skąd?,
Mój wzrok "mętnieje" w wodzie - znosi je z sobą - prąd.
Te? - które"cięższe" były? - od bólu i od snów,
Wiatr gubił, topił w rzece - pomimo moich słów.


Zaś  lżejsze? - stały w rzędzie, gdzie widniał? - drugi brzeg,
Ja tutaj - one w dali, a środku? - rzeki bieg.
Wołały!! i błagały..,bym zabrał stamtąd je,
Wiedziałem, że i miłość, też tego - bardzo chce.


A woda? - wciąż przepływa, wraz z czasem schodzi  w dół,
Zakrywa twarz włosami - to dzieli ją na "pół",
Lecz oczy? - ciągle patrzą - obrazem Mony Lis.
Patrz!! Proszę?..- A zobaczysz? - ile jest w moich? -  blizn.


Ktoś powie o miłości? - że piękna, niczym" kwiat",
Uczucie, które daje? - "obdarza"? - cały Świat.
Że noce, sny i gwiazdy - "splatają" szczęściem los,
A ranek, dzień i słońce -" oddaje" jej swój głos.


Po prawdzie? - jest to prawda, lecz tutaj? - w miejscu tym?,
Nie mogę "zgłębić" tego - dosięgnąć wzrokiem swym.
W głębinach chłodnej wody? - jak "podgrzać"? - serca dwa,
Nadzieja rozproszona - a tylko? - "miraż" trwa.


Wpatrzony w wodę - stoję.. Jakże to może być?,
Że miłość? - "czuję bólem"  i muszę  z nim? - też żyć?!.
Wtem czuję?, ktoś mnie ciągnie?! - Nadziejo!? - ach to ty!,
Ostatnia?!. Tak ostatnia -  będziemy chyba? - szli...

MA T Ę S K N O T A i M A R Z E N I E

Gdybym "zebrał"? - to - com widział?,
To przygniotło by mnie  - tak,
Że? - ktokolwiek, by mnie szukał,
Nie wiem? - czy by znalazł? - znak.


Gdybym "zebrał"? - myśli moje
I "usypał"? - górę z nich,
Szczyt by sięgał, aż do Nieba,
Z samych "dobrych" - a nie "złych".


Gdybym? - ze snów, utkał "siatkę"?,
Pokryłaby? - cały - Świat.
Słońce by świeciło? - w "kratkę",
Księżyc zaś by? - do niej wpadł.


Lecz miłości? - bym nie ruszał,
By nie zrobić? - "krzywdy" jej,
Gdyż co kocha i miłuje?,
Jest własnością - Duszy mej.


Każde "drgnienie" - serca mego,
Każda gorzka w oku - łza,
Dla "miłości" i "kochania",
Wartość? - "złota" w sobie ma.


Ma" tęsknota"  i  "marzenie",
Sieją rosę w płatkach róż.
Dla "miłości" z nich usypią,
Naszą "drogę" - aż - do zórz.


Czasem z "Czasem, są problemy,
Przyznam szczerze - też je mam,
Zapatrzony on przed siebie,
Mleczną drogą - "biega" sam.


Ustawiłem mu na drodze, 
Z mej "miłości"? - wielki "mur".
Będzie szukał? - lecz nie znajdzie,
Żadnych szczelin, ani dziur.


Też -  zaproszę  do niej - Twoją,
Będę chronił? - z całych sił!.
Nie dopuszczę do niej - Czasu,
Choćby? - Piekłem, nawet był.

sobota, 5 listopada 2011

K O C H A Ć i P I S A Ć

Masz uśmiech niczym? - Mona Lisa,
Dla mego serca? - tworzy "zgryza".
Uśmiech zachęty? - czy pogardy,
Niczym w skorupie, orzech twardy.


Tworzony obraz "zależności",
Czy też zalążek - przebiegłości?.
Schowane myśli za uśmiechem,
Stwarzają pozór? - burzy z echem.


Co też się kryje? - w pięknej głowie,
Czy mi ten uśmiech, coś podpowie?,
Czy me domysły "skojarzone",
Szły będą razem w jedną  - stronę?.


Gdy uśmiech "zwiążesz" - ze spojrzeniem,
Budzi się odruch -" ust łaknieniem".
Lecz utopiony w ich głębinie,
Czuję? - że wpada, spada, ginie.


Dusza przez oczy serce - strważa,
A dalej w głębi? - wnętrze skaża.
Splątane słowa więzną w krtani,
Stoimy blisko  jak? -  "nieznani".


Masz uśmiech niczym? - Mona lisa,
I to jest powód mego "zgryza".
Z gąszczu "dopytań"? - zieje pustka,
A może jest to? - lalka ruska?.


Gdy pod uśmiechem, jest następny
I on też również, jest? - ponętny.
Nie wiem czy bardziej?..Jak trafię źle?,
Co wtedy będzie?. Czy tego chcę?!.


Kochać i pisać - snuć w myślach czas,
Dać się ponosić uczuciom w nas.
W Twoim uśmiechu - ma kochana,
Jest cząstką Życia - Duszy znana.


"Czuję" ten uśmiech już w oczach Twych,
Mam taki sygnał od marzeń  mych.
Niechaj zazdrości mi - cały Świat,
Jestem spełniony, żem sekret zgadł.

piątek, 4 listopada 2011

OCH C Z A S I E, C Z A S I E ... MÓJ

Och czasie czasie mój?! -  gdzież jest początek twój.
Przewijasz noc i dzień, nie wiedząc, że twój cień,
Zostaje ciągle w nas, a ciąży nam? -  jak głaz.
Im więcej twoich cieni, tym bliżej nam do ziemi.


Och czasie, czasie nasz?! - czy przyszłość swoją znasz?.
Jak byś nam zdradzić mógł -  nie bralibyśmy dróg,
Donikąd chcących iść, nie wczoraj? - ale dziś.
Szlibyśmy wszyscy my - razem - tam gdzie i ty.


Och czasie, czasie nasz?! - tyle tajemnic masz,
Że poznać wszystkie je, człowiek od zawsze?- chce.
Mógłbyś dać kluczyk mi, otwarł sekretne drzwi,
Abym z nich wybrał te - co każdy wybrać? - chce.


Rozsiałbym je przez wiatr, na cały wielki Świat,
Od równin? - aż do gór, od ziemi? - wzwyż do chmur.
A za to dałbym ci? - przepiękne ludzkie  - sny,
By nocą? - zamiast gnać, mógłbyś wraz z nimi - spać.


Mam ciepłą ludzką dłoń i szronem siwą skroń,
A więc już trochę lat, co czują? - czasu bat.
Jakbyś tak zdobył się i trochę cofnął się?,
Miałbym znów bystry wzrok, siłę i dziarski krok.

czwartek, 3 listopada 2011

MOJE A L I B I

Zapytam siebie - tak spokojnie,
Czy w moim Życiu ? - jest -  "dostojnie".
Czy umiem spojrzeć sobie w oczy,
Aby się ropień jakiś - toczy?.


Dlaczego siebie?, też pytanie,
Gdyż mnie ciekawi? - moje zdanie.
Gdyż to nie polot w mojej głowie,
Lecz zapisane będzie w słowie.


Gdy mi się "splącze" język w mowie,
Wyzionie z siebie? - pustosłowie.
Osąd więc a tego będzie kruchy,
Cofać się trzeba? - aż? - do skruchy.


I w takim dziwnym zaplątaniu,
Znaleźć już trudniej sens w pytaniu,
A gdzie odpowiedź!?. Zapomniałem,
Kogo i o co? - już pytałem.


A tak? - zapiszę -oczy widzą,
Jak mają powód? - to niech szydzą,
Lecz mam alibi - niepisane,
Że sam też nimi? - nie zostanę.



wtorek, 1 listopada 2011

CÓŻ W I Ę C E J? - M O G Ę

Tęsknota? - cierniem jest słana, zgina ciężarem kolana,
Ściskane serce -dygocze, przeżywa wciąż - białe noce.
Zamknięte oczy Ją widzą, uszy zatkane wciąż słyszą,
Jej obraz - ciągle wiruje, a wszystko  inne? - blokuje.


Miłość zakryte ma oczy, mimo ciemności, wciąż kroczy
Ma  zawsze cichą nadzieję?, że druga miłość? - istnieje.
Spod  "maski"  łza wolno  spływa, czucia, nadziei ubywa.,
Spada cichutko pod nogi, wie - że dla niej kręte są drogi.


Ukaż się gwiazdo nadziei! - niech się ten straszny los zmieni,
Oświeć to zimne pustkowie, zasiej nadzieję w mej głowie.
Niechaj nadzieja - choć krucha, dalej miłości swej szuka,
Gdyż przecież ona? - istnieje. Wspomóż mój Boże - nadzieję.


Przecież już była - tak blisko, zabrała serce i ? - wszystko,
Co w sercu pięknością było   - nocą zaś jawą się śniło.
Pomóżcież mi Aniołowie, przefrunąć zimne pustkowie,
Znaleźć się w pięknej krainie, klęknąć i wyznać - dziewczynie.


Wszystko!? - co serce me czuje, że ciągle bardzo miłuje,
W nocnej tęsknocie uspane, jest z tej miłości - utkane.
Przeniosę ciężkie kamienie, bieg rzeki i Życia? - zmienię,
Lecz Ciebie moja Kochana, za inną już - nie zamienię.





jankosmar: WARKOCZ M I Ł O Ś C I

jankosmar: WARKOCZ M I Ł O Ś C I: U platam warkocz z "mojej" miłości. Twojej zabrakło - więc dla równości, Dodałem więcej swojej czułości, I wplotłem do niej, też deli...

WARKOCZ M I Ł O Ś C I

Uplatam warkocz  z "mojej" miłości.
Twojej zabrakło -  więc dla  równości,
Dodałem więcej swojej czułości,
I wplotłem do niej, też  delikatność,
By powstał piękny - złocisty warkocz.
Plotę  go ręcznie, plotę - równiutko,
Choć nasz miłość , trwała ? - tak krótko.


Zacząłem pleść go w letnich promieniach,
Gdy gwiazdy skrzyły w różnych odcieniach,
By wszystko razem w swej cudowności,
Dodało piękna mojej miłości.
Do tego wplotłem jeszcze woń róży
I zapach lasu, nawet dość duży.
Dodałem jeszcze i śpiew skowronka
I cichy odgłos leśnego dzwonka.
Plotłem go równo, plotłem cieniutko,
Choć nasz miłość ? - trwała tak krótko.


I przyszła jesień - pierwsze początki,
Dała mi ona w swojej dobroci,
Żółtawy kolor - leśnej paproci .
Wpiąłem też kolor cudnego wrzosu,
Aby podkreślał? -piękno twych włosów,
A dla Twych oczu, tak dla odmiany,
Dodałem tylko - same kasztany.
Włożyłem serce w ten cud mniemany.
Plotłem go czule - delikatniutko,
Choć nasz miłość ? - trwała  tak krótko.


Przychodzą pierwsze dni Października,
Palce drętwieją - czucie zanika.
Cichnie miłości piękna muzyka,
Nie słyszę bicia Twojego serca,
Trwoga gdzieś moje, za to przewierca.
Masz zimne serce -moje? - zaś parzy,
Wypiekiem pąsów na mojej twarzy,
Łza ma smak morza - a Dusza marzy.
Że kiedyś?: pięknie, ciepło, milutko,
Czemuż ta miłość? - trwała tak krótko.


Wszystko co piękne - nagle szarzeje,
Tracą wartości, tracą nadzieje.
Smutek, tęsknota w mym sercu wzbiera,
Widząc jak nasz miłość- umiera.
Nadzieja moja - tłumi nadzieję,
Widzę jak z boku Satyr się śmieje.
Przecież ten warkocz - tkany dla Ciebie,
Chciałem zawiesić w gwiazdach na Niebie.
Przecież miłości - do gwiazd  - bliziutko,
A nasza miłość? - trwała - tak krótko.


Ten piękny warkocz, z miłości tkany,
Na cóż on teraz? - został skazany.
Całą swą miłość, co zebrał w siebie,
Odda na pewno, gwiazdom na Niebie.
Rano i wieczór - we dnie i w nocy,
Będzie? - Aniołem - stróżem pomocy.
Będzie on czuwał w każdej potrzebie,
Mimo?, że wisi - wysoko w Niebie.
Żałość wciąż pyta i pyta w kółko,
Czemu ta miłość - trwała tak krótko?!.


Lecz gdyby miłość, Twa się - zbudziła,
Gdyby na ziemi - samotną była,
Możesz poprosić, swego Anioła,
Aby ten warkocz - tak pięknie tkany,
Mógł być z powrotem - Tobie oddany.
Lecz to się tylko? -  wtedy wydarzy,
Gdy On zobaczy na Twojej twarzy,
Ze ona również też o tym marzy.
Wtedy ten warkocz zalśni i drgnie,
Powie z miłością: - Wciąż Kocham Cię.