piątek, 27 kwietnia 2012

NOCNY "I L U Z J O N"

Stanąłem we śnie - na wprost Twarzy,
Która na jawie mi się marzy
I zapytałem bez bojaźni:
Czyśmy w Kochaniu? - czy w przyjaźni.


A Twarz mi rzecze: - Nie wiem sama,
Czym jest gotowa do kochania.
Czy umiem Duszą swą kierować,
Sercem zaś Miłość obejmować?.


Dotkłem Jej Serca? - zimnem wiało,
Jakoby z wiatrem w zmowie stało.
Niemoc się wdarła do mojego,
A Serce przecież nie od tego.


Pytam się Twarzy: - Cóż się stało?,
Gdyż ono wcześniej mnie kochało.
A ona na to: - Nie wiem sama,
Czy muszę w życiu być kochana?.


Po którymś moim już pytaniu,
Twarz mi coś mówi o rozstaniu,
Że mi zabierze taż wspomnienia,
A swoje wyśle w zapomnienia.


Wtem? - nagle w lustrze Twarz zanika,
Widzę jak jeszcze sen domyka.
Dotykam ręką? - pustka szklana,
A za nim jeszcze stoi ściana.


Budzę się ze snu -  przerażony,
Toż to jakoweś farmazony.
Przecież mnie kocha - tak mówiła,
Gdy jeszcze wczoraj przy mnie była.


Boję się usnąć, trwam w bezruchu,
Czuję, ze Serce bije w brzuchu.
Zapalam światło, zerkam w lustro,
Czy tak wyglądać ma - me jutro!?.


Miłość - to forma "iluzjonu",
Co może wyśnić się też w domu.
Lecz mnie powoli łamie spanie,
Co się ma stać? - niech się stanie.







czwartek, 26 kwietnia 2012

POD MOIM D O M E M

Pod moim domem są piwnice,
"Pod" moim domem - rosną kwiaty.
W tym połączeniu przeciwności,
Jestem spełniony i bogaty.

Piwnice? - kryją moje dobra,
Zamknięte kluczem przed oczami.
Kwiaty zaś wszystkim ukazują,
Mój Świat ukryty za  myślami.

Z piwnicy wnoszę stare wino,
Napełniam czary nim do pół.
"Pod" domem ścinam świeże róże,
Ustrajam bukiet , zdobię stół.

Zapraszam Gości do wypicia,
Z toastem wznoszę ją do ust.
Goście mój snobizm utrwalają,
Że mam nadzwyczaj dobry gust.

Łasy pochwały - odpowiadam,
Że owszem, owszem - lecz przesada
I w Duchu czuję, że ma próżność,
Dogłębnie sobie tym dogadza.

Wypite wino wzmacnia "czucie",
Oraz luzuje Gościom mowę.
W takim nastroju, aż do rana,
Stół nam częstuje każdą głowę.

W zapachu kwiatów "trwa" rozmowa,
Kłębią się wątki i osnowa.
Umysły czując wolność słowa,
Kierują dyskurs, gdzie alkowa.

Zbawienne wino, piękne kwiaty,
Żądają właśnie tej zapłaty.
"Pod" domem kogut głośno pieje,
Czas żegnać Gości, gdyż? -  noc dnieje.

"Pod" domem w nocą, kwiaty rosną,
Piwnica wino mi klaruje.
Ja zaś nad ranem swoich Gości,
Żegnam i sprosić - obiecuje.

Prostuję nogi pod mym stołem,
Ziewając - robię "swoją" minę.
Przydałoby się mieć przy sobie,
Swoją, Kochaną też - Dziewczynę.
.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

NA KOŃCU P R Z E S T R Z E N I

Na końcu Przestrzeni, Życie się przemieni,
Śmierć mnie nie dosięgnie, brak też jest kamieni.
Przez które się w Życie, ciągle potykałem,
Na zranionych nogach, swa Duszę błąkałem.


Na końcu Przestrzeni, nie ma rozdwojenia,
Nie ma też pamięci, ani zapomnienia.
Nie ma rannej rosy, w której sny gubiłem,
Nie ma też obłudy, której nie znosiłem.


Tam? - też nie ma Nocy, ciągle kwitną drzewa,
Można spotkać Miłość jak w Słońcu - dojrzewa.
Można ja przytulić, wtopić w swoje Serce
I zapomnieć w sobie, o dawnej rozterce.


Bosa stopa więcej, po cierniach nie chodzi,
A Serce? - Nadzieję , już więcej nie prosi.
Widzę biały statek, jak żagle nadyma,
Nie wiem jeszcze kiedy, obok się zatrzyma?.


Nie wiem także jeszcze? -  jakie mam bagaże
I jaką kajutę Kapitan mi wskaże.
Wiem, że muszę czekać i nie spóźnić czasu,
Bym nie został więźniem - Zaklętego Lasu. 

niedziela, 22 kwietnia 2012

JEST TAKIE M I E J S C E

Jest takie miejsce - tu - na Ziemi,
Którego nie ma nigdzie już.
W nim ciągle pięknie i spokojnie,
Choć wokół obok tyleż burz.


Z daleka widzę go oczami,
Ustami czuję jego smak.
Do uszu Echo się dobija,
Wiatr w nim zostawia dla mnie znak


To miejsce - mego urodzenia
I dom rodzinny moich snów.
Tęsknota ciągle mnie namawia,
Abym zapukał do drzwi znów.


Pamięć - zniewala mnie całego,
I mi wskazuje miejsca te,
Przy których Życie poza domem,
Na chwilę stanąć chociaż chce.


Myśli tasują wciąż obrazy,
W których za młodu byłem ja.
Dla mego Serca i mej Duszy,
Niechaj z nich każde - ciągle trwa.


Och Czasie!, Czasie! - bądź łaskawy,
Dla tego miejsca, oraz mnie.
Już tyle długich lat minęło,
A ja wciąż kocham - miejsce swe.


A kiedy Życie me odpłynie,
W dalekie miejsca, poza Świat.
Serce zostanie przy mym miejscu,
Już jako polny - zwykły - kwiat.

G R A

Dla Ciebie świeci moje Słońce,
Dla Ciebie wzdycha mój też Wiatr.
Głosem dzwoneczków od konwalii,
Które ukradkiem z lasu skradł.


Dla Ciebie świecą moje Gwiazdy,
Księżyc na górze zmienia twarz.
Zorze zaś nocne zaplatają,
Ogniki, które w oczach masz.


Nie mam już miejsca na marzenia,
Które o Tobie Czas mi śle.
Ciągle w kolejce stoją przy mnie,
Jedno o drugim wszystko wie..


Miłość jak wielka rzeka wody,
Kamienie toczy, brzegi rwie.
Moja nadzieja zaś na tratwie,
Do Twego morza płynąć chce.


Na Wielkim Morzu - białe fale,
Dokoła Świata gonią Czas.
Pragnienie wielkie jak Ocean,
Całe się mieści wewnątrz nas.


Dla Ciebie świeci - nasze Słońce,
Dla Ciebie wzdycha serce me.
Skowronek z Wiatrem pod chmurami,
Miłosne trele Tobie śle.


I tak jest zawsze-  po śnie nocy,
Która schowała gwiazdy swe.
Wszystkie sekundy w rytmie serca,
Razem z Twoimi tworzą "grę".

WIARA w S I E B I E

Przyszło mi dziś wierzyć sobie,
W mą Nadzieję, którą mam.
Gdybym stracił swoją miłość,
Będę winien tylko sam.


Jej oddałem swoje myśli,
W powiernictwo zaś swój czas.
Nie ukryłem, nie schowałem,
Nic co było wcześniej w nas.


Wszystkie myśli nawlekałem,
Jak muszelki słonych mórz.
Moja pewność jest nijaka,
Czy nawlekłem wszystkie już.


Na zamglonym Świecie Prawdy,
Ona gubi ścieżki swe,
Tylko jedna, ma Nadzieja,
Wciąż jej szukać sama chce.


Pozostała jeszcze Wiara,
Która ciągle modli się.
Stoi sama na rozstaju
I powrotu Czasu chce.


Ja nie mogę jej zostawić,
Przyrzekałem wiarę dać.
Pomny swojej obietnicy,
Dzisiaj muszę przy niej stać.



sobota, 21 kwietnia 2012

WYZNANIE "k o s m a r a"

W Duszy" kosmara", jest zawsze szpara,
Przez którą Ego , niczym  Koszmara,
Przeciska macki, później? - formuje,
W bezkształtną masę i się gotuje.


Powstaje wywar- gęsty, krzepliwy,
Kleisty wierzchem, w głąb zaś? - zdradliwy.
W aurze słońca, przy ciepłym wietrze,
Zastyga w gumę, grzejąc powietrze.


W chaosie Życia i biegu Czasu,
Kopciuszka z makiem i Wilka z lasu;
To  epicentrum poznawcze Świata,
Z jego się Życiem - tka i przeplata.


Algorytm Życia - wyskalowany,
Przez ową masę jest przepychany,
Kształtując jego też wyobraźnię.
Trudno w tym znaleźć sens i przyjaźnie.


Zakuty w dyby i sfrustrowany,
Rwie się z łańcuchów jak? - opętany.
Cóż, poryw chwili, nie - gest rozpaczy,
Że wyobraźnia mu się "robaczy".


Na Madejowym łożu wyznaje,
Że mu się Serce z Duszą rozstaje.
On na to wszystko przymyka oczy,
Szukając z laską szczytu rozkoszy.


A gdzie są wszystkie te przymiotniki,
Które sprawując się jak te "psotniki",
Szepczą do ucha i jego Duszy,
Że sens je spaja, ale? - się kruszy.


Z Duszy "kosmara", wciąż bucha para,
Skrapla i spada, niczym Niagara,
Za wodospadem zaś łagodnieje.
Za horyzontem? - morze istnieje?.


Czasem się zwierza, że Czas dokucza,
Że mu się kłębi, że się "wypucza".
Cóż? - takie czasy, lepiej nie będzie,
Siada i pieje, jak kur na grzędzie.









poniedziałek, 16 kwietnia 2012

JESTEM - P R O

Jestem poważny - tak wypada,
Przeżyłem z sobą tyle lat.
Gdybym inaczej się określił,
Raczej bym zdziwił cały Świat.


Mam też zasady - kto ich nie ma?,
Jakże inaczej może być.
Byłoby dziwne w moim wieku,
Bez takich zasad jeszcze żyć.


Wiem co mnie cieszy - cóż dziwnego?,
To przecież celem Życia jest,
Ale się przyznam co do celu,
Że raczej bywał tylko gest.


Wiem co mnie boli - pełna zgoda,
Że mi tej wiedzy, niem jest brak.
Na żywym ciele Drzewa Życia,
Ciągle przesuwa piły trak.


Wśród tych poważnych, są mniej ważne,
A mianowicie? - płacz i śmiech.
Do tego jeszcze lustro Duszy,
Którym jest dobro, oraz grzech.


To, co codzienność mi zajmuje,
Mieści się w puli takich "spraw".
Chociaż do wszystkich można dopiąć,
Większy lub mniejszy jeszcze strach.


Tak też zapina czas me Życie,
Ciągnąc zasuwak z całych sił,
Nie patrząc na to w jakim stanie,
Oraz momencie ja bym był.


Czy się tym żalę? - a jak tak?,
Wszyscy tak mają. No i co?,
Ale?.. Właściwie to nic nie da,
Więc piszę  z góry - jestem - pro.

niedziela, 15 kwietnia 2012

CICHE O B R A Z Y

Myśl, sen i Dusza - Świat wyobraźni,
To jest kwiat Życia dla mojej jaźni.
Mogę go w myślach w swe dłonie wziąć,
Podać go Tobie - przy Tobie siąść.


W mej wyobraźni, przecież to mogę,
Płatkami usłać do Twych stóp drogę.
Mą wyobraźnią karmię serce swe,
Jest mu wciąż mało, jeszcze więcej chce.


Jest nader hojna - wyrozumiała,
Ale w tych miejscach, co ona chciała,
Lecz choćby miała i twarzy też sto,
Nie poślę Duszy, tam, gdzie mieszka zło.


Dlatego miłość chronię jak ten pąk,
Choć kolce ranią, biorę go do rąk.
Tulę do siebie, szeptem ganię wiatr,
Ma dużo miejsca - przecież wielki Świat.


Snem się dzielimy na równi - po pół,
I gramy kartą kładzioną na stół.
Kto ma z nas asa, ma też pulę Twą,
To sen o Tobie - zachwycenie grą.


W myślach idziemy na spotkanie Twe,
Każde z nas inną dotrzeć drogą chce.
A Dusza czeka, słana tęsknotą,
Na wspólne Słońce i gwiazdy nocą.


Z nadzieją plecie złote pierścienie,
Z diamentem który daje marzenie.
Wkłada na palec - wielbi Jedyną,
Zawsze tą samą, lecz co dzień "inną".


Mój Świat -  co mieści wokół mnie wszystko,
Jest ważny wtedy, kiedy jest blisko,
A dary które są mi tu dane,
Ze skarbca Tobie, ciągle są brane.


Nie można zważyć, ich też przeliczyć,
Lecz wyobraźnią można przemycić.
W miejsca uczucia - inne wymiary,
Jako wzmocnienie dla swojej wiary.


Kochać? - to szczęście i być kochany,
To jak by Świat mi , został oddany.
W moje władanie, bez żadnej skazy,
Jak w pięknej ramie - ciche obrazy.


A przecież one? - krzyczą najgłośniej,
Od tego krzyku jest im radośniej.
W radości Ducha - kończę pisanie,
Odpowiem Duszą na to - wołanie.


sobota, 14 kwietnia 2012

P R Z E Z N A C Z E N I E

Samotny jeździec, samotny koń,
Kapelusz z rondem, przy boku broń.
Piana na koniu, pot na kowboju,
Ssapani obaj od swego znoju.


Nad nimi słońce - obu parzące,
Pod kopytami pustynny piach.
Sępy zaś cieniem krąg zataczają,
Pod siodłem jeźdźca schowany strach.


Przed nimi jeszcze daleka droga,
Za to w bukłaku? - wody brak.
Nie dość, że piachu nie brakuje,
To kamienisty jeszcze szlak.


Koń swym parskaniem daje znaki,
Ze  z sił opada, z chęci też.
To znak dla jeźdźca, choć też pada,
Ze? - zsiadaj z konia, siodło bierz.


Obaj też wiedzą, że w saloonie,
Już za górami czeka "ktoś".
Ze szklanką whisky i cygarem,
Rewolwerowiec - czarny gość.


Czemu nie staną?, nie zawrócą?,
Przecież to żaden nie jest sport.
W samo południe przed saloonem,
Może wystrzelić srebrny colt.


Tak taż się stało. Srebrna kula,
Przebiła serce mu na wskroś
I nowym panem jego konia,
Stał się ten czarny z cygarem gość

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

BAJECZNA PRZYPOWIEŚĆ

Na dzikiej polanie, stoi dzika świnia
I dziką piosenkę tak śpiewać zaczyna.
Byłam ja księżniczką, u ojca na dworze,
Na dalekiej wyspie, którą chowa morze.

Miałam siostrę, brata, tatę oraz mamę,
W moim życiu były przyjemności same.
W tajemny ogrodzie z nimi się bawiłam, 
Było mi wesoło i szczęśliwa byłam.

Zawsze o poranku budziłam się sama,
Przed śniadankiem w łóżku tuliła mnie mama.
Ptaszki przy okienku śpiewały mi cudnie
I tak mi schodziło, aż było południe.

Gdy wstałam, me włosy czesały mi służki,
Zbierając i czyszcząc z pościeli okruszki.
Co dzień inna suknia, śliczne klejnociki,
Na nogach podwiązki i srebrne buciki.

Przychodził ogrodnik z kwiatami na ręku,
Zaś dworscy muzycy szukali mi dźwięku,
Który by pasował do mojego stroju,
Mojego humoru a także nastroju.

Dworską etykietę łamałam co chwilę,
By mi było dobrze, jeszcze bardziej mile.
Rzucałam wiec grochem z okna do ogrodu,
Wkładałam swoje palce do słodkiego z miodu.

Wchodziłam na drzewa i skakałam z góry,
Biegałam po kwiatach i goniłam chmury.
Mojej starszej siostrze chowałam buciki,
Śpiewałam piskliwie bratu do muzyki.

Moje życie było w kolorze różowym,
Zaś wszystkie dodatki o smaku miodowym.
Pewnie by tak było, aż do końca Świata,
Gdybym nie dorosła, no i mój też tata.

Przyszło mu do głowy, że muszę mieć męża,
Poczułam się smutnie, że mi Życie zwężą,
Widziałam przez lata co robiła mama,
Nie chciałam nią zostać i być taka sama.

Oprócz mnie tulenia miała obowiązki,
Pilnowała służki, wiązała mi wstążki.
Ciągle wyszywała, zdobiła kreacje
Dziwiąc  nią obiady i sute kolacje.

Te ciągłe wizyty i dworskie ukłony,
Słuchanie poetów patrząc w nieboskłony,
I ciągłe uwagi, że tak nie pasuje.
Wiedziałam, że piękno moje mi popsuje.

Zwodziłam więc ojca, swoich kawalerów,
Odsyłałam dary, szeregi fryzjerów
Chowałam w ogrodzie moje młode ciało,
Aby się nikomu ono nie dostało.

I tak by to trwało, aż do dzisiaj może,
Gdyby się czarownik nie zjawił na dworze.
Posiadł on tajemne sztuki i zaklęcia,
Nad wyraz skuteczne - nawet do zniknięcia.

Srodze się przelękłam, nie miałam wyboru,
Później, nawet wcześniej będę damą dworu.
Rodzice szczęśliwi, lecz siostra płakała,
Gdyż ona co czułam naprawdę wiedziała.

Zdradziłam się przed nią, że tego nie zniosę,
Że skoczę przez okno, albo się wyniosę.
Gdy skoczysz, to zginiesz, lepiej więc ucieknij,
Lecz siostrzyczko moja, jedno mi przyrzeknij.

Że wyślesz gołębia do okienka mego,
Aby twa wiadomość nie doszła do niego.
Przyjadę po ciebie, gdy on już odjedzie,
Myślę, że to będzie jutro po obiedzie.
.
W nocy po kryjomu wyszłam poza mury
I biegłam przed siebie tam gdzie chciały chmury.
Znalazłam się w lesie, na tej tu  polanie,
Myślałam,że tutaj nic mi się nie stanie.


Byłam w wielkim błędzie, nie wiedziałam przecie,
Że moc czarownika jest największa w Świecie.
Uknuł on przebiegły plan mego zdobycia,
Być Panem mej woli, oraz mego Życia.


Wiedział żem jest w lesie i że będę  głodna,
W swoim głodzie będę zwierzęciu podobna.
Że me ręce będą szukać pożywienia,
Nawet? -  gdyby miały doznać poranienia.


Czarownik więc wiedział, że mnie to nie minie,
Gdy zerwę maliny? - zamienię się w świnię.
Zwoła polowanie i mnie upoluje,
Zamieni w kiełbasę lub też ugotuje.


I tak też się stało, jestem przerażona,
Stoję na polanie w świnię zamieniona.
Kto mi tu pomoże, w środku strasznej nocy,
Słyszę jak przez krzaki strach do mnie już kroczy.


Jutro polowanie, tu na tej polanie,
Mój Boże, mój Boże - co ze mną się stanie.
Śpiewam mą piosenkę przy blasku Księżyca,
Łzy mi płyną rzeką przez blade me lica.


Wiem kto mi pomoże, choć tu ciemna głusza,
Wołam więc Szymona, Tomasza, Mariusza.
Wyście wojownicy,zabierzcie żołnierzy,
Bo z wami czarownik w życiu się nie zmierzy.


Zawołacie głośno po trzykroć "Martyna",
Gdyż tak się odklęcie słowami zaczyna.
Gdy każdy mnie w ryjek jeszcze  pocałuje,
Stanę się księżniczką, to mnie odczaruję.


Błagam! Przybywajcie! -  bo nocka już świta,
A ja na polanie wciąż jestem ukryta.
Co zrobią więc chłopcy? Podpowiedzcie - proszę,
Bo ja czarownika tak samo nie znoszę.







niedziela, 8 kwietnia 2012

T Y i TYLKO T Y

Przyjdzie mi zjawiać się ukradkiem,
Na miejscach które mi się śnią.
Pomimo mojej nieśmiałości,
Wiem ze spotykać też się chcą.


Zakładam swoje okulary,
Które lustrzane mają szkła
I patrząc wzrokiem zza ukrycia,
Podziwiam z dala piękne tła.


Odbieram sercem też muzykę,
Która poza mną brzmieniem śni.
Wiem, że za każdą ciepłą nutką,
Jesteś ukryta właśnie Ty.


Przez sen przedzieram się myślami,
Układam z nich puclowy świat.
Ramieniem zgarniam kolor zorzy
I z płatków tęczy -  tworzę kwiat.


Na sennym wietrze białe żagle,
Łabędzie szyje gną i śpią.
Nad nimi chmury jak latawce,
Wyścigiem drażnić żagle chcą.


Stoję i patrzę jak się kłębią,
Zawijam wiatrem poły ich.
Wybielam lica ich szarawe,
By nie poznały myśli mych.


A w myślach  jedno boskie słowo,
Które nad wodą słońcem lśni.
Na falach łamią się promienie,
A w nich pośrodku stoisz Ty.


Ilekroć zwracam się ku Niebu,
Na gwiezdne pola srebrnych łąk,
Zawsze mnie darzą swoim blaskiem,
Tuląc się czule do mych rąk.


Zbieram iskierki w nocnym lesie,
W szkatułce srebrnej chowam je.
Liczę je  wszystkie po kolei,
Kiedy je szczęście widzieć chce.


Dają mi odczuć swoją radość,
Zachwytem zdobią moje sny.
Tworzą mi tęczę mej miłości,
Pośrodku której stoisz Ty.


Tyś w jednym słowie i osobie,
Jest czarodziejką mojej gry.
Rzucasz zaklęcia swoją kostką,
Więc jestem  zawsze tam gdzie Ty.







sobota, 7 kwietnia 2012

K A W A NA Ł A W Ę

"Jeżeli? - nie masz nadziei w sobie,
To nikt już pomóc nie może Tobie".
Takim to mottem zakańczam sprawę,
Siadam przy ławie i piję kawę.


Nie spraszam gości, lecz piję sam,
Wielką radochę też z tego mam,
Ze mogę siorbać, mlaskać i ssać,
A nawet lejkiem do gardła lać.


W kapciach, bez skarpet luzuję szpan.
Nie ważny dla mnie jest wody stan,
Hejnał na wieży i Rządu "trud".
Mlaskam i stwierdzam, że wokół? -"brud".


Że asfalt pęka? - widać tak chce,
Ktoś śpiewa solo? - a niech się drze.
Ja jestem sobą i chrzanię to,
Masz inne zdanie? - miej, no i co?.


Naciskam pilot w pozycji "Trwam",
Resztę olewam - to mówię wam.
Zapuszczam brodę na siedząco,
Zaś sikam zwykle na stojąco.


Gdy śpię? - nie myślę, to mój feler,
Na męskość jadam: nać i seler.
W każdej pozycji jestem sobą,
Chyba? - że wstaję lewą nogą.


Wtedy? - trzymajcie mnie, kto może,
Gdyż się nadymam nader srodze.
Biegnę do lustra, patrzę w niego
I kogo widzę?, ano - jego.


Co mu się życie nie układa,
Pomału myśli, głupio gada.
Gdy wszyscy biegną, to on? - stoi,
Jak go ktoś woła? - to się boi.


Zamykam oczy, robię zgryza,
Gdyż tak co rano mi dogryza.
Gotuję wodę, ścieram ławę,
Wracam do siebie - piję kawę.

MOJA P I O S E N K A

Nucę, wciąż nucę piosenkę,
Układam ją w myśli sam.
Wszak słowa, piękną melodię,
Wciąż w sercu przy sobie mam..


Jej czasem smutna tęsknota,
Wyciska mi z oka łzę,
Zaś słowa ciągle się pętlą,
Choć Dusza ma śpiewać chce.


Ta żałość ukryta w sercu,
Strunami gitary drży,
Zaś białą nocą bezsenną,
Podnosi do góry brwi.


Choć ja przytulam do siebie,
To w echu wciąż ona trwa,
Gdyż ono przecież tak samo,
Podobną melodię zna.


To w niej się zapętla również,
Zbłądzony mój smutny los.
Czas zaś za szybko ucieka,
Słabością wzdycha mój głos.


Och losie, drogi mój losie,
Cóż z tego? -  żeś ty tu jest.
Dusza mi w smutku zamiera,
U ciebie zaś jest - The best.


Nie masz wszak żadnej litości?,
Wszak droga jest wspólna nam.
Na pewno będzie nam gorzej,
Gdy każdy zostanie sam.



środa, 4 kwietnia 2012

JEST TAKA M E L O D I A

Jest taka melodia co kocham ją,
Gdy nucę to wsiąka gdzieś w Duszę mą.
Wciąż niesie wspomnienia i wraca czas,
Do miejsca gdzie szczęście spotkało nas.


Rozlewa się ciepłem i koi mnie,
Raz jeszcze do tego namówić chce.
Daje mi obrazy, wzmocnienie sił,
Nie ważne gdziekolwiek bym wtedy był.


Bierze mnie za rękę i woła - chodź,
Nie zważaj na wodę, lecz po niej brodź.
Gdyż za nią na brzegu jest piękny "Kwiat",
Jakiego nie widział nasz jeszcze Świat.


Ma oczy błękitne, jak lazur lśnią,
A gdy się otworzą, to oczy rwą.
Daje mi do ręki jej złoty włos
I w śpiewnej melodii, też dźwięczny głos.


Otwiera mi bramy do moich snów,
Abym w nich zamieszkał i kochał znów.
Kolory zaś do nich od tęczy brał,
A swą melodię? -  wiatr fujarką grał.


Jest ona ta sama, co nucę ja,
Nie pytam się nawet skąd też ją zna.
Ach! "Kwiecie" mój złoty, odpowiedz mi,
Czy nucić mam dalej, gdy świecą łzy.


Zamykam swe oczy a w nich też czas,
Melodia się snuje jak szumem las.
Me serce jak zwykle rozmiękcza się,
Choć bije też szybciej, to słuchać chce.


Jak przyszła, tak znika - zostaję sam,
Spokoję swe serce i łzę co mam,
Lecz ona powróci, swą chwilę zna
I taka od dawna? - symbioza trwa.


niedziela, 1 kwietnia 2012

R Z E K A MARZEŃ

Zaśpiewam dzisiaj Wam piosenkę,
Słowami tkaną zamiast nut.
Stepową wiorstą jest mierzona,
Nad brzegiem rzeki zwanej Prut.

Skaliste głazy i kamienie,
To pięciolinia moich nut.
Obraz jej biorę z opowiadań,
Szum  zaś porohów z moich snów.

Na czystej wodzie, na płyciźnie,
Słońce iskierki sieje w niej,
Zaś przy zakolach na głębinie,
Chowa zaś gwiazdy w toni swej.

W zachodnim wietrze białe chmury,
Ciągle też śledzą  rzeki bieg.
Za porohami biała piana,
Czule od wieków gładzi  brzeg.

Z daleka słyszę głos tęsknoty,
Który nad stepem goni wiatr.
Mój Ojciec który był jej synem,
Ja dla niej jestem niczym brat.

Nad nurtem wody pieśń się niesie,
Na drzewach wiszą strzępki nut.
Pod białą chmurą sokół w górze,
Skrzydłami pisze słowo - Prut.

Na łuskach pstrągów przy kamieniu,
Księżyc z gwiazdami blaskiem lśni.
Nocna opowieść ponad stepem,
Cichutkim pluskiem w trawach brzmi.

Od sioła słychać psów szczekanie,
Za okna pada światło z chat.
Świerszcz razem z sową stroją nuty,
Głosem fujarki gwiżdże wiatr.

Nad ranem budzą się marzenia,
Co w cichej nocy było snem.
Zakorzenione w mej pamięci,
O których z serca tyle wiem.

Od brzegu rzeki dziś w oddali,
Świecę na grobie lampki knot.
Z melodią Duszy mego Ojca,
Niechaj nad Prutem zrobią lot.

Jak w świętojańska noc świetliki,
Zaświecą w wodzie morzem gwiazd.
O tym jest właśnie ma piosenka,
Na nią od dawna - czekał - Czas.