poniedziałek, 16 kwietnia 2012

JESTEM - P R O

Jestem poważny - tak wypada,
Przeżyłem z sobą tyle lat.
Gdybym inaczej się określił,
Raczej bym zdziwił cały Świat.


Mam też zasady - kto ich nie ma?,
Jakże inaczej może być.
Byłoby dziwne w moim wieku,
Bez takich zasad jeszcze żyć.


Wiem co mnie cieszy - cóż dziwnego?,
To przecież celem Życia jest,
Ale się przyznam co do celu,
Że raczej bywał tylko gest.


Wiem co mnie boli - pełna zgoda,
Że mi tej wiedzy, niem jest brak.
Na żywym ciele Drzewa Życia,
Ciągle przesuwa piły trak.


Wśród tych poważnych, są mniej ważne,
A mianowicie? - płacz i śmiech.
Do tego jeszcze lustro Duszy,
Którym jest dobro, oraz grzech.


To, co codzienność mi zajmuje,
Mieści się w puli takich "spraw".
Chociaż do wszystkich można dopiąć,
Większy lub mniejszy jeszcze strach.


Tak też zapina czas me Życie,
Ciągnąc zasuwak z całych sił,
Nie patrząc na to w jakim stanie,
Oraz momencie ja bym był.


Czy się tym żalę? - a jak tak?,
Wszyscy tak mają. No i co?,
Ale?.. Właściwie to nic nie da,
Więc piszę  z góry - jestem - pro.

niedziela, 15 kwietnia 2012

CICHE O B R A Z Y

Myśl, sen i Dusza - Świat wyobraźni,
To jest kwiat Życia dla mojej jaźni.
Mogę go w myślach w swe dłonie wziąć,
Podać go Tobie - przy Tobie siąść.


W mej wyobraźni, przecież to mogę,
Płatkami usłać do Twych stóp drogę.
Mą wyobraźnią karmię serce swe,
Jest mu wciąż mało, jeszcze więcej chce.


Jest nader hojna - wyrozumiała,
Ale w tych miejscach, co ona chciała,
Lecz choćby miała i twarzy też sto,
Nie poślę Duszy, tam, gdzie mieszka zło.


Dlatego miłość chronię jak ten pąk,
Choć kolce ranią, biorę go do rąk.
Tulę do siebie, szeptem ganię wiatr,
Ma dużo miejsca - przecież wielki Świat.


Snem się dzielimy na równi - po pół,
I gramy kartą kładzioną na stół.
Kto ma z nas asa, ma też pulę Twą,
To sen o Tobie - zachwycenie grą.


W myślach idziemy na spotkanie Twe,
Każde z nas inną dotrzeć drogą chce.
A Dusza czeka, słana tęsknotą,
Na wspólne Słońce i gwiazdy nocą.


Z nadzieją plecie złote pierścienie,
Z diamentem który daje marzenie.
Wkłada na palec - wielbi Jedyną,
Zawsze tą samą, lecz co dzień "inną".


Mój Świat -  co mieści wokół mnie wszystko,
Jest ważny wtedy, kiedy jest blisko,
A dary które są mi tu dane,
Ze skarbca Tobie, ciągle są brane.


Nie można zważyć, ich też przeliczyć,
Lecz wyobraźnią można przemycić.
W miejsca uczucia - inne wymiary,
Jako wzmocnienie dla swojej wiary.


Kochać? - to szczęście i być kochany,
To jak by Świat mi , został oddany.
W moje władanie, bez żadnej skazy,
Jak w pięknej ramie - ciche obrazy.


A przecież one? - krzyczą najgłośniej,
Od tego krzyku jest im radośniej.
W radości Ducha - kończę pisanie,
Odpowiem Duszą na to - wołanie.


sobota, 14 kwietnia 2012

P R Z E Z N A C Z E N I E

Samotny jeździec, samotny koń,
Kapelusz z rondem, przy boku broń.
Piana na koniu, pot na kowboju,
Ssapani obaj od swego znoju.


Nad nimi słońce - obu parzące,
Pod kopytami pustynny piach.
Sępy zaś cieniem krąg zataczają,
Pod siodłem jeźdźca schowany strach.


Przed nimi jeszcze daleka droga,
Za to w bukłaku? - wody brak.
Nie dość, że piachu nie brakuje,
To kamienisty jeszcze szlak.


Koń swym parskaniem daje znaki,
Ze  z sił opada, z chęci też.
To znak dla jeźdźca, choć też pada,
Ze? - zsiadaj z konia, siodło bierz.


Obaj też wiedzą, że w saloonie,
Już za górami czeka "ktoś".
Ze szklanką whisky i cygarem,
Rewolwerowiec - czarny gość.


Czemu nie staną?, nie zawrócą?,
Przecież to żaden nie jest sport.
W samo południe przed saloonem,
Może wystrzelić srebrny colt.


Tak taż się stało. Srebrna kula,
Przebiła serce mu na wskroś
I nowym panem jego konia,
Stał się ten czarny z cygarem gość

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

BAJECZNA PRZYPOWIEŚĆ

Na dzikiej polanie, stoi dzika świnia
I dziką piosenkę tak śpiewać zaczyna.
Byłam ja księżniczką, u ojca na dworze,
Na dalekiej wyspie, którą chowa morze.

Miałam siostrę, brata, tatę oraz mamę,
W moim życiu były przyjemności same.
W tajemny ogrodzie z nimi się bawiłam, 
Było mi wesoło i szczęśliwa byłam.

Zawsze o poranku budziłam się sama,
Przed śniadankiem w łóżku tuliła mnie mama.
Ptaszki przy okienku śpiewały mi cudnie
I tak mi schodziło, aż było południe.

Gdy wstałam, me włosy czesały mi służki,
Zbierając i czyszcząc z pościeli okruszki.
Co dzień inna suknia, śliczne klejnociki,
Na nogach podwiązki i srebrne buciki.

Przychodził ogrodnik z kwiatami na ręku,
Zaś dworscy muzycy szukali mi dźwięku,
Który by pasował do mojego stroju,
Mojego humoru a także nastroju.

Dworską etykietę łamałam co chwilę,
By mi było dobrze, jeszcze bardziej mile.
Rzucałam wiec grochem z okna do ogrodu,
Wkładałam swoje palce do słodkiego z miodu.

Wchodziłam na drzewa i skakałam z góry,
Biegałam po kwiatach i goniłam chmury.
Mojej starszej siostrze chowałam buciki,
Śpiewałam piskliwie bratu do muzyki.

Moje życie było w kolorze różowym,
Zaś wszystkie dodatki o smaku miodowym.
Pewnie by tak było, aż do końca Świata,
Gdybym nie dorosła, no i mój też tata.

Przyszło mu do głowy, że muszę mieć męża,
Poczułam się smutnie, że mi Życie zwężą,
Widziałam przez lata co robiła mama,
Nie chciałam nią zostać i być taka sama.

Oprócz mnie tulenia miała obowiązki,
Pilnowała służki, wiązała mi wstążki.
Ciągle wyszywała, zdobiła kreacje
Dziwiąc  nią obiady i sute kolacje.

Te ciągłe wizyty i dworskie ukłony,
Słuchanie poetów patrząc w nieboskłony,
I ciągłe uwagi, że tak nie pasuje.
Wiedziałam, że piękno moje mi popsuje.

Zwodziłam więc ojca, swoich kawalerów,
Odsyłałam dary, szeregi fryzjerów
Chowałam w ogrodzie moje młode ciało,
Aby się nikomu ono nie dostało.

I tak by to trwało, aż do dzisiaj może,
Gdyby się czarownik nie zjawił na dworze.
Posiadł on tajemne sztuki i zaklęcia,
Nad wyraz skuteczne - nawet do zniknięcia.

Srodze się przelękłam, nie miałam wyboru,
Później, nawet wcześniej będę damą dworu.
Rodzice szczęśliwi, lecz siostra płakała,
Gdyż ona co czułam naprawdę wiedziała.

Zdradziłam się przed nią, że tego nie zniosę,
Że skoczę przez okno, albo się wyniosę.
Gdy skoczysz, to zginiesz, lepiej więc ucieknij,
Lecz siostrzyczko moja, jedno mi przyrzeknij.

Że wyślesz gołębia do okienka mego,
Aby twa wiadomość nie doszła do niego.
Przyjadę po ciebie, gdy on już odjedzie,
Myślę, że to będzie jutro po obiedzie.
.
W nocy po kryjomu wyszłam poza mury
I biegłam przed siebie tam gdzie chciały chmury.
Znalazłam się w lesie, na tej tu  polanie,
Myślałam,że tutaj nic mi się nie stanie.


Byłam w wielkim błędzie, nie wiedziałam przecie,
Że moc czarownika jest największa w Świecie.
Uknuł on przebiegły plan mego zdobycia,
Być Panem mej woli, oraz mego Życia.


Wiedział żem jest w lesie i że będę  głodna,
W swoim głodzie będę zwierzęciu podobna.
Że me ręce będą szukać pożywienia,
Nawet? -  gdyby miały doznać poranienia.


Czarownik więc wiedział, że mnie to nie minie,
Gdy zerwę maliny? - zamienię się w świnię.
Zwoła polowanie i mnie upoluje,
Zamieni w kiełbasę lub też ugotuje.


I tak też się stało, jestem przerażona,
Stoję na polanie w świnię zamieniona.
Kto mi tu pomoże, w środku strasznej nocy,
Słyszę jak przez krzaki strach do mnie już kroczy.


Jutro polowanie, tu na tej polanie,
Mój Boże, mój Boże - co ze mną się stanie.
Śpiewam mą piosenkę przy blasku Księżyca,
Łzy mi płyną rzeką przez blade me lica.


Wiem kto mi pomoże, choć tu ciemna głusza,
Wołam więc Szymona, Tomasza, Mariusza.
Wyście wojownicy,zabierzcie żołnierzy,
Bo z wami czarownik w życiu się nie zmierzy.


Zawołacie głośno po trzykroć "Martyna",
Gdyż tak się odklęcie słowami zaczyna.
Gdy każdy mnie w ryjek jeszcze  pocałuje,
Stanę się księżniczką, to mnie odczaruję.


Błagam! Przybywajcie! -  bo nocka już świta,
A ja na polanie wciąż jestem ukryta.
Co zrobią więc chłopcy? Podpowiedzcie - proszę,
Bo ja czarownika tak samo nie znoszę.







niedziela, 8 kwietnia 2012

T Y i TYLKO T Y

Przyjdzie mi zjawiać się ukradkiem,
Na miejscach które mi się śnią.
Pomimo mojej nieśmiałości,
Wiem ze spotykać też się chcą.


Zakładam swoje okulary,
Które lustrzane mają szkła
I patrząc wzrokiem zza ukrycia,
Podziwiam z dala piękne tła.


Odbieram sercem też muzykę,
Która poza mną brzmieniem śni.
Wiem, że za każdą ciepłą nutką,
Jesteś ukryta właśnie Ty.


Przez sen przedzieram się myślami,
Układam z nich puclowy świat.
Ramieniem zgarniam kolor zorzy
I z płatków tęczy -  tworzę kwiat.


Na sennym wietrze białe żagle,
Łabędzie szyje gną i śpią.
Nad nimi chmury jak latawce,
Wyścigiem drażnić żagle chcą.


Stoję i patrzę jak się kłębią,
Zawijam wiatrem poły ich.
Wybielam lica ich szarawe,
By nie poznały myśli mych.


A w myślach  jedno boskie słowo,
Które nad wodą słońcem lśni.
Na falach łamią się promienie,
A w nich pośrodku stoisz Ty.


Ilekroć zwracam się ku Niebu,
Na gwiezdne pola srebrnych łąk,
Zawsze mnie darzą swoim blaskiem,
Tuląc się czule do mych rąk.


Zbieram iskierki w nocnym lesie,
W szkatułce srebrnej chowam je.
Liczę je  wszystkie po kolei,
Kiedy je szczęście widzieć chce.


Dają mi odczuć swoją radość,
Zachwytem zdobią moje sny.
Tworzą mi tęczę mej miłości,
Pośrodku której stoisz Ty.


Tyś w jednym słowie i osobie,
Jest czarodziejką mojej gry.
Rzucasz zaklęcia swoją kostką,
Więc jestem  zawsze tam gdzie Ty.







sobota, 7 kwietnia 2012

K A W A NA Ł A W Ę

"Jeżeli? - nie masz nadziei w sobie,
To nikt już pomóc nie może Tobie".
Takim to mottem zakańczam sprawę,
Siadam przy ławie i piję kawę.


Nie spraszam gości, lecz piję sam,
Wielką radochę też z tego mam,
Ze mogę siorbać, mlaskać i ssać,
A nawet lejkiem do gardła lać.


W kapciach, bez skarpet luzuję szpan.
Nie ważny dla mnie jest wody stan,
Hejnał na wieży i Rządu "trud".
Mlaskam i stwierdzam, że wokół? -"brud".


Że asfalt pęka? - widać tak chce,
Ktoś śpiewa solo? - a niech się drze.
Ja jestem sobą i chrzanię to,
Masz inne zdanie? - miej, no i co?.


Naciskam pilot w pozycji "Trwam",
Resztę olewam - to mówię wam.
Zapuszczam brodę na siedząco,
Zaś sikam zwykle na stojąco.


Gdy śpię? - nie myślę, to mój feler,
Na męskość jadam: nać i seler.
W każdej pozycji jestem sobą,
Chyba? - że wstaję lewą nogą.


Wtedy? - trzymajcie mnie, kto może,
Gdyż się nadymam nader srodze.
Biegnę do lustra, patrzę w niego
I kogo widzę?, ano - jego.


Co mu się życie nie układa,
Pomału myśli, głupio gada.
Gdy wszyscy biegną, to on? - stoi,
Jak go ktoś woła? - to się boi.


Zamykam oczy, robię zgryza,
Gdyż tak co rano mi dogryza.
Gotuję wodę, ścieram ławę,
Wracam do siebie - piję kawę.

MOJA P I O S E N K A

Nucę, wciąż nucę piosenkę,
Układam ją w myśli sam.
Wszak słowa, piękną melodię,
Wciąż w sercu przy sobie mam..


Jej czasem smutna tęsknota,
Wyciska mi z oka łzę,
Zaś słowa ciągle się pętlą,
Choć Dusza ma śpiewać chce.


Ta żałość ukryta w sercu,
Strunami gitary drży,
Zaś białą nocą bezsenną,
Podnosi do góry brwi.


Choć ja przytulam do siebie,
To w echu wciąż ona trwa,
Gdyż ono przecież tak samo,
Podobną melodię zna.


To w niej się zapętla również,
Zbłądzony mój smutny los.
Czas zaś za szybko ucieka,
Słabością wzdycha mój głos.


Och losie, drogi mój losie,
Cóż z tego? -  żeś ty tu jest.
Dusza mi w smutku zamiera,
U ciebie zaś jest - The best.


Nie masz wszak żadnej litości?,
Wszak droga jest wspólna nam.
Na pewno będzie nam gorzej,
Gdy każdy zostanie sam.



środa, 4 kwietnia 2012

JEST TAKA M E L O D I A

Jest taka melodia co kocham ją,
Gdy nucę to wsiąka gdzieś w Duszę mą.
Wciąż niesie wspomnienia i wraca czas,
Do miejsca gdzie szczęście spotkało nas.


Rozlewa się ciepłem i koi mnie,
Raz jeszcze do tego namówić chce.
Daje mi obrazy, wzmocnienie sił,
Nie ważne gdziekolwiek bym wtedy był.


Bierze mnie za rękę i woła - chodź,
Nie zważaj na wodę, lecz po niej brodź.
Gdyż za nią na brzegu jest piękny "Kwiat",
Jakiego nie widział nasz jeszcze Świat.


Ma oczy błękitne, jak lazur lśnią,
A gdy się otworzą, to oczy rwą.
Daje mi do ręki jej złoty włos
I w śpiewnej melodii, też dźwięczny głos.


Otwiera mi bramy do moich snów,
Abym w nich zamieszkał i kochał znów.
Kolory zaś do nich od tęczy brał,
A swą melodię? -  wiatr fujarką grał.


Jest ona ta sama, co nucę ja,
Nie pytam się nawet skąd też ją zna.
Ach! "Kwiecie" mój złoty, odpowiedz mi,
Czy nucić mam dalej, gdy świecą łzy.


Zamykam swe oczy a w nich też czas,
Melodia się snuje jak szumem las.
Me serce jak zwykle rozmiękcza się,
Choć bije też szybciej, to słuchać chce.


Jak przyszła, tak znika - zostaję sam,
Spokoję swe serce i łzę co mam,
Lecz ona powróci, swą chwilę zna
I taka od dawna? - symbioza trwa.


niedziela, 1 kwietnia 2012

R Z E K A MARZEŃ

Zaśpiewam dzisiaj Wam piosenkę,
Słowami tkaną zamiast nut.
Stepową wiorstą jest mierzona,
Nad brzegiem rzeki zwanej Prut.

Skaliste głazy i kamienie,
To pięciolinia moich nut.
Obraz jej biorę z opowiadań,
Szum  zaś porohów z moich snów.

Na czystej wodzie, na płyciźnie,
Słońce iskierki sieje w niej,
Zaś przy zakolach na głębinie,
Chowa zaś gwiazdy w toni swej.

W zachodnim wietrze białe chmury,
Ciągle też śledzą  rzeki bieg.
Za porohami biała piana,
Czule od wieków gładzi  brzeg.

Z daleka słyszę głos tęsknoty,
Który nad stepem goni wiatr.
Mój Ojciec który był jej synem,
Ja dla niej jestem niczym brat.

Nad nurtem wody pieśń się niesie,
Na drzewach wiszą strzępki nut.
Pod białą chmurą sokół w górze,
Skrzydłami pisze słowo - Prut.

Na łuskach pstrągów przy kamieniu,
Księżyc z gwiazdami blaskiem lśni.
Nocna opowieść ponad stepem,
Cichutkim pluskiem w trawach brzmi.

Od sioła słychać psów szczekanie,
Za okna pada światło z chat.
Świerszcz razem z sową stroją nuty,
Głosem fujarki gwiżdże wiatr.

Nad ranem budzą się marzenia,
Co w cichej nocy było snem.
Zakorzenione w mej pamięci,
O których z serca tyle wiem.

Od brzegu rzeki dziś w oddali,
Świecę na grobie lampki knot.
Z melodią Duszy mego Ojca,
Niechaj nad Prutem zrobią lot.

Jak w świętojańska noc świetliki,
Zaświecą w wodzie morzem gwiazd.
O tym jest właśnie ma piosenka,
Na nią od dawna - czekał - Czas.

sobota, 31 marca 2012

WIOSENNA Ł Ą K A

Spocząłem raz na łące - spojrzałem do góry,
Ujrzałem błękit Nieba, dalej? - białe chmury.
W błękicie Nieba Słońce, siało promieniami,
A chmury tkały Ziemię, swymi podcieniami.


Wiatr, który gonił chmury w Słońcu też zabawiał,
Na łące błękitowi, trawami się kłaniał.
Zaś cienie chmur pełzając, po trawie cichutko,
Przepraszały łąk kwiaty, że będą tu krótko.


Napływające chmury, strzępiły obrzeża,
Przybierając lot ptaka, to znowu żołnierza,
Przez które Słońce tkało na łące obrazy,
Jak abstrakcyjny malarz, pod wpływem ekstazy.


W słonecznym rozjaśnieniu, stokrotki łąkowe,
Pośród morza zieleni wychylały głowę.
Niczym gwiazdy na Niebie wśród nocy księżyca,
Na przykrótkich swych nóżkach opalały lica.


Nad łąką skowronek niósł Niebu przesłanie,
Że łąka wraz z kwiatami, dziękuje za grzanie.
Zaś czajki swym frywolnym nad łąka lataniem,
Dopingowały żabom, przed Boćka skakanie.


Dziób i nogi czerwone, robiąc krok za krokiem,
Przystawały na chwilę, mierząc trawę wzrokiem.
By za chwilę wykonać, trzy susy do przodu,
Zakończenie baletu, zostawiając dziobu.


W gęstwinie zieleni, łodyżek i kwiatów,
To mrowie owadów broniło swych Światów.
W bezładnym bieganiu, nie walczyły z sobą,
Lecz szukały sposobu przed swoją przeszkoda.


Nad zakwiecioną łąką, zaś pszczoły i trzmiele,
Sprawowały miodową , swoją kuratelę.
Przenosiły też pyłki z kwiatuszka na kwiatek,
Zapylając planowo - co by czynił strateg.


Na słoneczne promienie, spadły krople z góry,
Czyżby się zaplątała u stóp cienia chmury.
Spadła obok stokrotki, na źdźbło młodej trawy,
Zapraszając do wspólnej, wraz z Niebem zabawy.


Wiatr, który bawił blisko, zakręcił się w koło,
Porwał chmurę do tańca. Ach!. Będzie wesoło!.
Wyciął w trawie hołubca  , a śrubą do góry,
Objął wszystkie ramieniem i przyciągnął chmury.


Tak im w głowach zawrócił, aż płakać zaczęły
I łezkami do łąki i kwiatów dotknęły.
Mnie też nie ominęły, zmoczyły spoczynek.
Zerwałem z mokrej łąki, parę koniczynek.


Bocian wzbił się w powietrze, czajki znikły w trawie,
Trwa mokra z kwiatami - jest już po zabawie.
Taka jedna kropelka, zabawę skończyła,
Za to wszystka nad łąka? - piękna tęcza lśnila.

W T W O I M ? - M O J E

W Twoim Życiu - moje Życie,
W moim Życiu? - jesteś Ty.
Na peronie nas zabiera,
Pociąg, który wozi sny.


W Twej Miłości - moja Miłość,
W mej Miłości? -  jest Świat.
To polana w środku lasu,
Gdzie zakwita szczęścia kwiat.


W Twoich oczach - moje oczy,
W moich oczach? - Twoje są.
W ich głębinach iskierkami
Nieba gwiazdy srebrem są.


W Twojej trosce - moja troska,
W mojej trosce? - wspólny los.
Z głębi serca cichym szeptem,
Opiekuńczy płynie głos.


W Twoich myślach - moje myśli.,
W moich myślach? - cały "Czas".
Który został nam oddany,
Tak do śmierci chyba aż.


W Twej czułości - moja czułość,
W mej czułości? - Twoja dłoń.
Tym przed "Czasem" uciekniemy,
To najlepsza nasza broń.


Jestem w Tobie - a Ty we mnie,
Miłość dała nam swój klucz.
Napisała na breloczku,
Gdy zaginie - "Do nas wróć".


Zakochanym - Zakochanym,
Nie brakuje nigdy sił.
Czas, przeciwność i zwątpienie,
Nie przeszkodzi, choćby? - bił.





piątek, 30 marca 2012

JESTEM L I R Y K I E M

Kiedy się mocno nad sobą wzruszę,
/Jestem lirykiem, przyznać to muszę/,
Miłość obrazy przede mną ściele,
Niczym majowy orszak w kościele.


Ona wyciska swoje wspomnienia,
By je ratować od zapomnienia.
Jestem jak góra, co grom w nią bije,
Wicher ją smaga, a ona? - żyje.


Życie swe daje dla piękna Świata.
Widać z daleka jak orzeł lata,
ponad jej szczytem i ponad stokiem,
Nad stromą granią, rwącym potokiem.


Rozpostarł skrzydła, zatacza koła,
Głośnym kwileniem orlicę woła.
Echo się niesie - góra odbija,
Chowa się w skale wylękła żmija.


Ileż by złego zrobić umiała,
Gdyby się wzbiła a nie pełzała.
Góra jest górą, górą zostanie,
Jak w mojej Duszy - miłosne granie.


Nie umiem zwodzić, tworzyć bajery.
Jestem dogłębnie: otwarty, szczery
I jednocześnie w mej miękkiej Duszy,
Swoją liryką - Świat ciągle kusi.


Razem z liryką Miłość żegluje,
W jednym też porcie okręt cumuje.
Uczucia sławią, Duszę wzruszają,
Jedną łzą z oka czasem spadają.


Odkręcam pióro, wyciszam Duszę
I wtedy wiem już, że pisać muszę.
Siadam i patrzę Miłości w oczy,
Nie mrugam nimi, aż? - zauroczy.


Kocham ją za to, gdyż wenę daje,
Po mojej stronie jak trzeba? - staje.
Piszemy razem: słowo po słowie,
Sercem i Duszą i tym co w głowie..



środa, 28 marca 2012

J E S T E Ś M Y

Jesteśmy myślą wpatrzeni w siebie,
Czujemy Duszą nasz wspólny los,
A między nami bijące serca,
Znaczą przez ciszę miłości ślad.


Puszczone wodze fantazją spięte,
Kierują myśli na gwiezdny szlak.
Skryte za czernią, migocą srebrem,
Czują swą wolność i granic brak.


Budzą się szeptem i zasypiają,
W snach, które miłość od dawna zna.
Ona wskazuje drogę przez zorze,
Pełnie zapachu też z siebie da.


Jawa się myślą swą zakrywa,
Oddając miejsce na oczach swych.
W płaczącym deszczu i skrzeniu słońca,
Ochrania miłość od czynów złych.


Jesteśmy w jednym widnokręgu,
Na tęczy wisi nasz wspólny Świat.
Idziemy myślą w ciemność lasu,
Tam gdzie zakwita paproci kwiat.


Oddani sobie - przemijamy,
Baśniowe strony i myśli dal.
Miłość nas w podróż swą .zabiera,
Otula ciepłem niczym szal.



niedziela, 11 marca 2012

NASZ CZAS NA Z I E M I

Jesteśmy "ubrani" w rozpacz swego dnia,
Z pretensją do Boga, że? - tak długo trwa.
Brak pytań do siebie o swój ziemski byt,
Czy jest on na dole?, czy osiągnął szczyt.


Jak wycie kojota rozchodzi się w krąg,
Niemoc swego losu i zbolałych rąk.
Podnosząc swe żale uderza się w lęk,
Ze głos który wróci zamieni się w brzęk.


Tłuczonego lustra z odbiciem twarzy,
Z grymasem sumienia, które wciąż  marzy,
O swym człowieczeństwie, "Boskości" Ducha,
Czy swej jałowości,  pełnego brzucha.


Zamykamy  pustkę, tworząc wrażenie,
Że ona przyniesie pełne spełnienie.
Błąkamy się z myślą, że damy radę,
Budując z tego swoistą zasadę.


I dalej z nią brniemy na przekór tego,
Aż się zahaczyć już nie ma do czego.
A Życie ucieka, jak tratwa na rzece,
Jak błysk, który zaległ w zamkniętej powiece.


Staramy się iść w  utarte slogany,
Stać bokiem i tyłem do białej ściany.
Rozdawać ukłony, z kłodą na plecach
I mieć nadzieję przy grobowych świecach..


Jest to wszystko w czasie naszej przestrzeni,
I nadzieją w Duszy, że się odmieni.
Nadzieja przecież - ostatnia umiera
I jeszcze siebie do Nieba zabiera.


Czas tylko w gwiazdach, na Ziemi zostaje,
Jednym zabiera, drugim sił dodaje.
Patrzymy w górę, on tam w miejscu stoi,
Natomiast tutaj? - w oczach nam się troi.


Patrzę na zegar jak sekundy giną
I w moją Duszę, gdzie marzenia płyną.
Sam jestem kroplą w nurcie jego rzeki,
Na dnie mulistym i Bogu daleki.





















czwartek, 8 marca 2012

Z A L E Ż N O Ś Ć

Nie wszystko złoto, co się świeci,
Ćma też do świecy z chęcią leci.
Dzieci się brudzą, gdyż to lubią,
Sąsiadki z klatki zaś się czubią.


Kierowcy z gracją łamią prawo,
Widownia w boksie bije brawo.
Kleptoman kradnie, gdzie popadnie,
Babcia maluje, bo tak ładnie.


Sąsiad na klatce rzuca pety,
Małolat kopie dla podniety.
W śmietniku wrony razem z kotem
Premier gdzieś leci samolotem.


A ja za oknem, nos przy szybie,
W oparach myśli sobie gdybię.
Że oto tutaj,  z mego okna,
Pogoda Świata jest za mokra.


Kałuże deszczem napełniane,
Na wodę z góry są skazane.
A woda z chmury siączy kapie,
Jej w tej przestrzeni- nikt nie łapie.


Spadając? - równo ziemię moczy,
Miliardem kropli mamiąc oczy.
Mokro od dołu, aż do góry,
A ja myślami mijam chmury.


Słoneczna przestrzeń ponad  nimi,
Odwrotność tego co na Ziemi.
I w tym jest sedno - cud natury,
Zależność dołu jest od góry.


Zależność miejsca gdzie będziemy,
Zależność tego czego chcemy.
Od tej zależnej zależności,
Ład i porządek w Świecie gości.


I tylko człowiek ma zwątpienia,
Multum zapytań do istnienia.
Słów, które giną i powstają,
Oraz w pamięci pozostają.


Jest ich zbyt wiele niż potrzeba,
Są kałużami co ma gleba.
Stwarzają pozór i powody
Do rozbieżności i niezgody.


Oddałem myśli do pisania,
Zmyślony temat co odsłania.
Mą rzeczywistość wydumaną,
Co tęskni za mną, a ja? - za nią.