Jesteśmy "ubrani" w rozpacz swego dnia,
Z pretensją do Boga, że? - tak długo trwa.
Brak pytań do siebie o swój ziemski byt,
Czy jest on na dole?, czy osiągnął szczyt.
Jak wycie kojota rozchodzi się w krąg,
Niemoc swego losu i zbolałych rąk.
Podnosząc swe żale uderza się w lęk,
Ze głos który wróci zamieni się w brzęk.
Tłuczonego lustra z odbiciem twarzy,
Z grymasem sumienia, które wciąż marzy,
O swym człowieczeństwie, "Boskości" Ducha,
Czy swej jałowości, pełnego brzucha.
Zamykamy pustkę, tworząc wrażenie,
Że ona przyniesie pełne spełnienie.
Błąkamy się z myślą, że damy radę,
Budując z tego swoistą zasadę.
I dalej z nią brniemy na przekór tego,
Aż się zahaczyć już nie ma do czego.
A Życie ucieka, jak tratwa na rzece,
Jak błysk, który zaległ w zamkniętej powiece.
Staramy się iść w utarte slogany,
Stać bokiem i tyłem do białej ściany.
Rozdawać ukłony, z kłodą na plecach
I mieć nadzieję przy grobowych świecach..
Jest to wszystko w czasie naszej przestrzeni,
I nadzieją w Duszy, że się odmieni.
Nadzieja przecież - ostatnia umiera
I jeszcze siebie do Nieba zabiera.
Czas tylko w gwiazdach, na Ziemi zostaje,
Jednym zabiera, drugim sił dodaje.
Patrzymy w górę, on tam w miejscu stoi,
Natomiast tutaj? - w oczach nam się troi.
Patrzę na zegar jak sekundy giną
I w moją Duszę, gdzie marzenia płyną.
Sam jestem kroplą w nurcie jego rzeki,
Na dnie mulistym i Bogu daleki.
Z pretensją do Boga, że? - tak długo trwa.
Brak pytań do siebie o swój ziemski byt,
Czy jest on na dole?, czy osiągnął szczyt.
Jak wycie kojota rozchodzi się w krąg,
Niemoc swego losu i zbolałych rąk.
Podnosząc swe żale uderza się w lęk,
Ze głos który wróci zamieni się w brzęk.
Tłuczonego lustra z odbiciem twarzy,
Z grymasem sumienia, które wciąż marzy,
O swym człowieczeństwie, "Boskości" Ducha,
Czy swej jałowości, pełnego brzucha.
Zamykamy pustkę, tworząc wrażenie,
Że ona przyniesie pełne spełnienie.
Błąkamy się z myślą, że damy radę,
Budując z tego swoistą zasadę.
I dalej z nią brniemy na przekór tego,
Aż się zahaczyć już nie ma do czego.
A Życie ucieka, jak tratwa na rzece,
Jak błysk, który zaległ w zamkniętej powiece.
Staramy się iść w utarte slogany,
Stać bokiem i tyłem do białej ściany.
Rozdawać ukłony, z kłodą na plecach
I mieć nadzieję przy grobowych świecach..
Jest to wszystko w czasie naszej przestrzeni,
I nadzieją w Duszy, że się odmieni.
Nadzieja przecież - ostatnia umiera
I jeszcze siebie do Nieba zabiera.
Czas tylko w gwiazdach, na Ziemi zostaje,
Jednym zabiera, drugim sił dodaje.
Patrzymy w górę, on tam w miejscu stoi,
Natomiast tutaj? - w oczach nam się troi.
Patrzę na zegar jak sekundy giną
I w moją Duszę, gdzie marzenia płyną.
Sam jestem kroplą w nurcie jego rzeki,
Na dnie mulistym i Bogu daleki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz