czwartek, 8 marca 2012

Z A L E Ż N O Ś Ć

Nie wszystko złoto, co się świeci,
Ćma też do świecy z chęcią leci.
Dzieci się brudzą, gdyż to lubią,
Sąsiadki z klatki zaś się czubią.


Kierowcy z gracją łamią prawo,
Widownia w boksie bije brawo.
Kleptoman kradnie, gdzie popadnie,
Babcia maluje, bo tak ładnie.


Sąsiad na klatce rzuca pety,
Małolat kopie dla podniety.
W śmietniku wrony razem z kotem
Premier gdzieś leci samolotem.


A ja za oknem, nos przy szybie,
W oparach myśli sobie gdybię.
Że oto tutaj,  z mego okna,
Pogoda Świata jest za mokra.


Kałuże deszczem napełniane,
Na wodę z góry są skazane.
A woda z chmury siączy kapie,
Jej w tej przestrzeni- nikt nie łapie.


Spadając? - równo ziemię moczy,
Miliardem kropli mamiąc oczy.
Mokro od dołu, aż do góry,
A ja myślami mijam chmury.


Słoneczna przestrzeń ponad  nimi,
Odwrotność tego co na Ziemi.
I w tym jest sedno - cud natury,
Zależność dołu jest od góry.


Zależność miejsca gdzie będziemy,
Zależność tego czego chcemy.
Od tej zależnej zależności,
Ład i porządek w Świecie gości.


I tylko człowiek ma zwątpienia,
Multum zapytań do istnienia.
Słów, które giną i powstają,
Oraz w pamięci pozostają.


Jest ich zbyt wiele niż potrzeba,
Są kałużami co ma gleba.
Stwarzają pozór i powody
Do rozbieżności i niezgody.


Oddałem myśli do pisania,
Zmyślony temat co odsłania.
Mą rzeczywistość wydumaną,
Co tęskni za mną, a ja? - za nią.













środa, 7 marca 2012

D Z I Ś

Dziś? -  chory człowiek, spracowany,
Jest beznadziejnie zabiegany.
Myślami swymi wystraszony,
Emeryturą  wyliczony .


Po życiu w trudzie - dla Ojczyzny,
Jest kierowany na mielizny.
Biedronkowego kupowania,
Chorobliwego wręcz czekania.


Komuna kradła im część życia,
Za artykuły do spożycia.
Musieli wystać po swej pracy,
Lecz byli młodzi jak "junacy".


Zburzyli system "Solidarnie,"
Aby odmienić słowo "marnie."
Na godne miano dla człowieka
I godną starość, co go czeka.


Zostali skrycie oszukani,
Przez tych, co w sobie byli "cwani."
Przykryci płaszczem demokracji,
Poddali wszystko - spekulacji.


Nastąpił podział ludzkiej pracy
I dzisiaj górą są biedacy.
Młodzi bez pracy, starzy chorzy,
A garstka "cwanych" grilla smaży.


Spleceni z sobą "zausznicy,"
Pod wzniosłym słowem "politycy,"
Dziś grają w golfa z finansjerą,
Dżumą Narodu i cholerą.


Główny elektryk od przekrętu,
Jest pacyną establishmentu. 
Sprzedajna trupa "Solidarnych,"
Uważa siebie za bezkarnych.


A ludzie chorzy, znów czekają
I w Bożą wolę się oddają.
Ściskają zęby, łza im spada,
Na twardą skórę tego gada.


Skłócono Naród w beznadziei,
Stracił już wiarę w "kaznodziei."
Jest wrakiem swego człowieczeństwa
I bliskim siebie do przekleństwa.


Czy ktoś się spyta bezdomnego,
Jaki znak Życie ma dla niego?.
Czy ktoś choremu da nadzieję,
Że mu się ono w głos rozśmieje?.


Nie!!
Dziś pieniądz ważny jest dla Świata,
Nie krzywda ludzka, swego brata.
Dziś miarą losu jest człowieka,
Że jeden "żyje", drugi? - czeka.









NA BIAŁEJ K A R T C E

Przymykam swoje oczy,
A Dusza? - już gotowa,
Zaplatać swe warkocze
I spinać piękne słowa.


Ożywać metafory,
Zapalać gwiazdy w górze,
By później z nich układać,
Lampiony w ciemnej chmurze.


Z księżycem grać w zawody,
biegania po kominie,
Liczeniu też świetlików,
W pachnącym zaś jaśminie.


Gotowa jest słowikom,
Zapisać trele w nutach
I pomóc babci skończyć,
Robótkę na jej drutach.


A zimą przy kominku,
Od świerszcza brać natchnienie.
Na nocnym sinym śniegu,
Za wiatrem gonić cienie.


W wiosennym zaś strumyku,
Utkanym pajęczyną,
Pogrążać swoje myśli,
W tęsknocie za dziewczyną.


Na białej kartce pusto,
Zaś w Duszy jest mrowienie,
Bo przecież ona jedna,
Do serca ma wejrzenie.



S Z A N T A NA R E J A C H

Nasz Kapitan, daje gromki znak,
Hej! Sterniku! - Trzymaj kołem szlak.
Z dołu morze swym poszumem fal,
Mierzy wokół swą bezkresną dal.


Ref:
Wietrze!, wietrze!, przyjacielu nasz,
Dmuchaj w żagle ile siły masz!.
Gdy nastanie jutro znowu dzień,
To dostaniesz pod żaglami cień.
A hoj!, A hoj!, Ahoj!.


Okręt płynie, nie zahacza dna,
Białe żagle wiatr ochoczo gna,
A na rejach marynarzy chór,
Gwiżdże szantę, aż do samych chmur.


Ref.: Wietrze!, wietrze!...


Nad mapami Nawigator śpi,
A Posejdon marszczy swoje brwi.
Jemu nocą gwiazdy dadzą znak,
Jak odnaleźć, ten właściwy szlak.


Ref: Wietrze!, wietrze!...


Na hamakach już załoga śpi,
O lądowych przyjemnościach - śni.
Na lunecie obraz Nieba jest,
Nawigator zdaje wiedzy test.


Ref: Wietrze!, wietrze!...


Ranne słońce zdobi grzbiety fal,
W nocnym Niebie widać jeszcze żal.
Po żaglowcu, został wodny szlak,
Gdzie odpłynął? - wiatr by tylko zgadł.


Ref: Wietrze!, wietrze!...

niedziela, 4 marca 2012

ESEJ NA TEMAT "M I Ł O Ś C I"

Moja myśl jest zadumana
Od wieczora, aż do rana
Po południu, do południa
I od Stycznia, aż? -  do Grudnia
Nie jest ważna też godzina
Co mi Ciebie przypomina
W smutku, bólu i radości
Moja miłość się nie złości,
Nie narzeka, tylko - tęskni
Wyobraźnię swoją pętli
By do każdej chwili z Tobą
Dojść z uczuciem inną drogą
Czas jak rzeka, ciągle płynie
Lecz marzenie go ominie
Suchą stopą przejdzie wodę
By odebrać swą nagrodę.
A nagrodą? - myśl o Tobie
Która w sercu jest i głowie
Jakbyś stała obok blisko
Ja zaś stąpam przez ognisko
Przez żar jego, stopą bosą
Pomne przecież, gdzie mnie niosą
Tam gdzie w myślach - jesteś sama
Pójdź  w ramiona  ma ukochana,
Zakochane? -  są szalone
Twego ciepła wciąż spragnione
Gdybym nie wiem jak próbował
Oczy skrywał, mysli chował
Serce mroził, kłamał Duszę
Wziąć w ramiona Ciebie muszę
Poczuć blisko ciepło Twoje
Przelać szczęście na nas dwoje
Niech  odezwą w nas sie dzwony
Niech rozerwą się  zasłony
Niechaj kamień się wykruszy
I odsłoni wnętrze Duszy
Niechaj wzburzy się krew w sercu
Stworzy róże na kobiercu
Odlecimy nim do raju
Do słowików w leśnym gaju
Gdzie w pobliżu strumyk płynie
Otulony w nocnym dymie
Wykąpany w swojej wodzie
Chcąc dorównać Twej urodzie
W migotliwych skrach księżyca
Wciąż wygładza swoje lica
Cichym pluskiem szepcze tkliwie
O spełnieniu i dziewczynie
O zaklętej przepowiedni
Co przodkowie nasi wiedli
Gdy dziewczyna twarz obmyje
Pozna sekret co on kryje
Gdy napije też się wody
Doda blasku swej urody
Zanurzone zaś jej włosy
Będą bramą do rozkoszy
I zabierze łzy z jej oczu
Splecie z wodą do warkoczu
Zapnie gwiazdy w nim odbite
Odda szczęście w nich ukryte
Wskaże drogę po kwiat "nocy"
Złotej różdżki i karocy
Ze stangretem, rumakami
Zorzą Nieba ponad nami
I na drogę kamyk mały
Aby się go elfy bały
Zanurzeni w upojeniu
Blasku nocy i spojrzeniu
Pośród szeptu drzew zdziwieniu
Stangret z biczem nad grzywami
Wskrzesi iskry podkowami
I z okrzykiem ponad nimi
Bacząc na to gdzie siedzimy
Da  rumakom  wiatru wolność
Hardość cugli i odporność
Na ukryty lęk w gęstwinie
Co mgłą z boku razem płynie
Czarnoksiężnik swego Świata
Który bojaźń w Życie wplata
I odbiera piękność jego
Kryjąc w czerni płaszcza swego
To on łamie serca nasze
Gdy przed nimi stawia "strasze"
Odbierając siłę woli
Łamie Duszę i niewoli
Kładę rękę na zasłonie
I ujmuję też jej dłonie
Pocałunkiem lęk oddalam
Z ruchem ręki go zespalam
I oglądam mokre oczy
Poprzez pryzmat pięknej nocy
Oddalona zorza płonie
Rzuca kolor na jaj skronie
Jest pięknością w swej osobie
Niczym Julia w białym grobie
Wielka miłość w swym uśpieniu
I powieką na spojrzeniu
Zapatrzony w jej oblicze
Serce moje aż skowycze
Uświadamiam sobie w Duchu
Ileż piękna jest w bezruchu
Upojenia, szczęśliwości
Na obrazie jej skromności
Zbieram gwiazdy ręką z Nieba
I rozsiewam tam gdzie trzeba
Na jej włosy suknię białą
Ramą zdobię jej twarz całą
Bladym światłem zaś Księżyca
Ścieram cienie na jaj licach
Jej uśpiona, pierś faluje
Jakby okręt co żegluje
Chowa burty i odsłania
Ma też chęć jeszcze do  latania
Wpadam w półsen, odrętwienie
Czuję w sobie jej spojrzenie
Chociaż patrzy powiekami
Mgła się snuje między nami
I zabiera mi ją - wchłania
Z mego Świata do kochania
Z mej zadumy i myślenia
Do snów głębi, jego cienia
Rzeczywistość rozdwojona
Jedna stoi, druga kona
W której jestem? -  już nie czuję
Lecz miłości się pilnuję
Ona bowiem jest mą siłą
Świata marzeń, jego bryłą
Ona bierze mnie w ramiona
Śpij, bo ona też uśpiona
Idź tam do niej, ona czeka
W kraj miłości dla człowieka.
Śnię na jawie? - czy też we śnie
Bym nie zbudził się za wcześnie
Miłość rękę mi podaje
I prowadzi na ruczaje
Tam gdzie znowu woda płynie
Szumiąc czule o dziewczynie
Ale?.Przecież już tu byłem
Czy coś złego ja zrobiłem?
Miłość szepcze: nie mój drogi
Tutaj schodzą wam się drogi
Będziesz wracał całe życie
We śnie jawą w myślach skrycie
Będę twoim przewodnikiem
Do twych spotkań nad strumykiem
Ona? - zawsze też tam będzie
Tam i tutaj, oraz wszędzie
Będzie wołać przez szum wody
Leśne drzewa i jagody
Przez poranek srebrną rosą
I słowików trel, co niosą
wieczorowo-nocną porą
Upojenie wraz z kamforą
A ja będę blisko Ciebie
Na tej Ziemi, oraz w Niebie











































































PÓŁ Ż A R T E M, PÓŁ S E R I O

Nie ma końca, ni początku,
Brak spójności, oprócz wątku,
Że wybuchło, "pierdyknęło"
I tak "Wszystko"? -  się zaczęło.


Snucie półprawd przez badaczy,
Powielanych przez "tłumaczy"".
Zapisano to księgami,
Pod wszelkimi tytułami.


Nic nie było? - a wybuchło
I do tego jeszcze "spuchło".
Profesury, Doktoraty,
Każdy umny i bogaty.


A gdy przyjdzie, co do czego,
Każdy zgania na drugiego.
A najlepiej, gdy nie żyje,
Wtedy ręce "Piłat" myje.


Lansowana zaś teoria,
Wraz z wybuchem trajektoria,
To jest wielkie "widzi mi się",
Ze się boję?, a chce mi się.


Wszechświat? - morzem jest otchłani,
Nie wskazuje nam przystani,
Gdzie by można zacumować,
Choćby myślą - przetestować.


Galaktyka słońc na Niebie,
Jest westchnieniem gwiazd dla Ciebie.
Horoskopem urodzenia,
Wróżbą Życia - wypełnienia.


Nasza Ziemia - "samotnica",
Ma warunki do przeżycia.
Hen daleko, w słońc gromadzie,
Może żyje? - "kamikadze".


Świat się kręci wokół osi,
Z nadobnością wszystko znosi.
Miliony lat istnienia
I się tutaj? - nic nie zmienia.


Człowiek rodzi się, umiera
I swe życie gdzieś zabiera.
Pocieszeniem mnie i Ciebie,
Ze się wszyscy? - zmieszczą w Niebie.

piątek, 2 marca 2012

WSZYSTKO SIĘ "Z D A R Z Y Ć" - MOŻE..

Wszystko się "zdarzyć" przecież  może,
Albo? - nie zdarzyć nic
I w takim oto przekonaniu,
Można w swym życiu - tkwić.


Dać się też ponieść swym marzeniom,
Zakreślić kołem znak.
Horyzontalny obraz Ziemi,
A za nim? - pustki brak.


Związany z tętnem nasz życia czas,
Każe nam liczyć dni.
Nie dość, że dławi nam jędrność ciał,
To zmienia również? - sny.


Chwile? - zmieniają się w czekanie,
Zmarszczkami gładzą twarz.
Bieganiem życie swe wypełniasz,
Wciąż mało czasu - masz.


Lecz ciągle liczysz na "zdarzenie",
Że noc ci zwróci fart?.
Po dniu strudzonym, przed zaśnięciem,
Stwierdzasz - że to był - żart.


Czy tym się w życie trza kierować?,
Pytano dawniej już.
Nie da się wrócić do pytania,
Gdy Życie przetnie nóż.

niedziela, 19 lutego 2012

MOJA "P R O Z A"

Chciałbym się wzruszyć, Was uczulić,
Na życia prozę i znieczulic.
Co się objawia już od rana
I często nocą niedospana.


Pisanie wierszy nie wzbogaca,
Lecz sam się człowiek nie zatraca,
Gdy swoje myśli w nich wyleje,
Nie czyni co też? - kaznodzieje.


Gorące myśli, zimne dłonie,
Papier je równo w siebie wchłonie.
Może tych myśli jest za dużo?,
Nie zawsze dobrze sobie służą?.


Myśli? - nie dają się uczesać,
Z lubością raczej wolą mieszać.
Ręka się chłodzi, kiedy czeka,
Gdy brak jest  weny? - też narzeka.


Na jedno słowo napisane,
Są zwoje myśli przepytane,
Lecz nie wiem do dziś? - kto kieruje,
Robi "wycenę", "licytuje"?.


Gdy się napisze? -oczy patrzą,
Czasem? - to słowo łzami znaczą
I wtedy ręka się  unosi,
Chociaż jej o to ? - nikt nie prosi.


Dusza wraz z sercem w równej mierze,
Ją przesuwają po papierze.
Oczy czytają a myśl? -  płonie,
Sumując słowa na tej stronie.


I tym się  wzruszam, że swą "prozę"
Rydwanem wierszy w Życie wiozę.
Dla Was zostawiam uczulenie,
Na moje słowo i - wspomnienie.



środa, 15 lutego 2012

K A M Y K ze ŚCIEŻKI

Podniosłem kamyk ze ścieżki,
Drobinę Ziemi do góry.
Rzuciłem w górę , wysoko,
Z zamiarem dotknięcia chmury.


Był mały, taki zwyczajny,
Przez wieki z naturą "zgrany",
Lecz rzutem moim do góry,
Został z niej jakby? - "wyrwany".


Dostał energię z mej ręki,
Widziałem chęć w nim do "lotu".
Maleńkie UFO w przestrzeni,
Ze świstem odlecieć gotów.


Stałem na ścieżce - wpatrzony,
W bezmiar przestrzeni i ciszę.
Straciłem z oczu cień jego,
Jak slajd zerwany przez kliszę.


Po chwili słysząc "pacnięcie",
Szukałem wzrokiem dokoła.
Nie miał zamiaru znów "lecieć",
A ja zaś wzroku sokoła..


Rozstaliśmy się w "ugodzie",
On został a ja? - odszedłem.
Dla niego wiekowy "wyczyn",
A dla mnie?, że tędy szedłem.
,

wtorek, 14 lutego 2012

" C H C I E J"

Dużo już lat - albo mniej?,
Siedzi we mnie, sobie-  "Chciej".
Co zobaczy? - chciałby mieć,
Najdziwniejszą nawet rzecz.


Już gdy miałem parę lat,
Pytaniami? - dziwił Świat,
Choć odpowiedź, niby znał,
Lecz pytania? - dalej słał.


Razem, rośliśmy we dwóch,
Wciąż wyostrzał mu się słuch.
Co usłyszał, mówił, że,
On to samo właśnie chce.


Do nauki? - miał swój "dryg",
Swoje ścieżki znał jak wilk.
Nie studiował  żadnych ksiąg,
Nie chciał? - aby przy nich  wsiąkł.


Gdy na plaży ze mną był?,
Swą tożsamość w piachu krył.
Wtedy? - kręcił paskiem tak?,
Aby leżał z nim - na wznak.


Kto go deptał? - wpadał w szał,
Gdyż on inne "chciejstwo" miał.
Do dziś jeszcze mówi mi,
Ze to "chciejstwo"? - mu się śni..


Kiedy nie śpi? - wiersze pisze,
Lub w fotelu się kołysze.
Widnokręgiem rani Duszę
Ja też patrzę, choć? - nie muszę.





Z Ł O Ś Ć

Ze swą złością? - problem mamy,
Gdy ją dobrze nie poznamy.
Czasem mała, czasem sroga,
Zawsze szuka sobie wroga.


Gdy się w sobie naburmuszy,
To do pionu? - stawia uszy.
Nie zna łaski, nie daruję,
Na co stać ją? - pokazuje.


Umie w błocie się - zanurzyć,
Diabłu nawet chyba służyć.
Kłapie, chlapie, napierdziela,
Goli lepiej - od fryzjera.


Gdy jest w takiej już potrzebie,
To wychodzi nawet z siebie.
Nie bądź nigdy też w nadziei,
Że się podda i "odklei".


Gdy się nadmie? - to aż bucha,
Żadnej rady już nie słucha.
Zbiera w chmurę się gradową,
Puszcza gromem, każde słowo.


Wtedy od niej? - ja odchodzę,
Niech nie myśli? - że się godzę.
Wtedy klęka i Żałuje
I poprawę - obiecuje.


Przynajmniej? - do następnego razu.

BUKIET R Ó Ż

Pod gołym Niebem - chmury śpią,
W świetle Księżyca. O czym śnią?.
Od góry gwiazdy w miejscu - tkwią,
Ktoś już opisał jak się zwą.


Pod nimi? - ziemski, ciemny mrok,
Dawniej, mówili, że to? - "ćmok".
Tam gdzie są: pola, łąki, las,
Nad nimi wolno płynie czas.


Zaś, gdzie się jawią światła miast,
Mrok się ożywia - rojem "gwiazd".
Wśród świateł ulic? - drugie mkną,
Wyprzedzić chmury pewnie chcą.


Dryfują zgodnie, tam? - gdzie wiatr,
Oddając ciszę srebrnych gwiazd.
To w jej objęciach schodzi sen,
Czy do mnie trafi, dobry? - ten.


Rano? - "czerwienią" chmury się
Chyba się wstydzą? - ale mnie?.
Ten sen co miałem? - piękny był,
On jakby jeszcze we mnie żył.


W oknie promyki - pora wstać,
Swój wątek Życia w ręce brać.
A tak się nie chce..Ale cóż?
Wstanę!. Nazrywam bukiet róż.!.

piątek, 10 lutego 2012

ODWIECZNA T Ę S K N O T A

Jak utopić gwiazdę, w przezroczystej toni,
Kiedy srebrna iskra - drugą iskrę goni?.
Jak też zajrzeć w Duszę, drugiego człowieka,
Kiedy raz się śmieje - innym razem wścieka?.


Jakże "wzruszyć" dobro, które leży w skale,
Choćby rzeźbą mogło? - stać na piedestale.
Gdzie też losu szukać, lecz? - tego dobrego,
Choć się Życie ciągle, potyka o niego?.


Jak też szczęście spotkać, które? - wciąż się błąka,
Nie wiadomo komu, służy ta rozłąka?.
Czyż o miłość trzeba? - snami śnić nocnymi
I tęsknotę budzić, by błądziła z nimi?.


Czyż nie można tego, razem by zgromadzić
I w jednej "jedności"? - razem sobie radzić?.
Odwieczna tęsknota w człowieku tym żyje,
Pewne; że śmierć kiedyś? - razem to okryje.

GRA z C Z A S E M

Jest w mieście ulica,
Gdzie kończy się dzień.
Po murach cichutko,
Przesuwa się cień.


Ja stoję przed cieniem
I czuję, że już,
Odetnie mi słońce,
Jak ostrzem zły nóż.


Zabrane mi słońce,
Odbija się w szkle.
Iskrzącym migotem,
Pożegnać się chce.


A wszystkim steruje,
Wszechobecny czas,
Lecz myśli i marzeń,
Nie zabierze z nas.


Dlatego też człowiek,
Tak z czasem wciąż gra,
Że, gdy on ucieka,
To Dusza? - go ma.

R O Z B U D Z E N I E

Świat umiera, a ja? -"Żyję",
Idę drogą do "Wolności".
Opuszczając go z oczami,
Zamkniętymi ze starości.


Nie mam w sobie też żałości,
Nie zahaczam z nią o grozę..
Sięgam Duszą do poezji,
A na Ziemi? - miałem - prozę.


Wiem, że bliscy mi zazdroszczą,
Upuszczając łzę - zgorzkniałą,
Gdyż? - nie wiedzą co mnie czeka.
A ja wołam! - że -wspaniałą!.


Chociaż "krzyczę" - lecz? -  nie słyszę,
swego głosu, bo i po co?.
Za to widzę siebie we mnie
I chęć pójścia też - ochoczo.


Coś mi każe zapomnienie,
Pozostawić na uboczu,
Bym nie musiał mieć go blisko
I mglić nimi- "nowych" oczu.


Droga? - jakby się ruszyła
Poza czuciem  wyobraźni.
Usuwając z pola szczęścia,
Lęk z  poczuciem mej bojaźni.


Czułem wiatru chłód w mej Duszy
Ale ciepło też od drogi
I spojrzałem na kurz złoty,
Który pokrył moje nogi.


Droga płaska, potem? - w górę
Jakby szybciej mnie wciągała.
Nagle przestrzeń się otwarła,
Blaskiem światła się zalała.


Ja w pozycji niewiadomej,
Zbieram myśli w jedną całość.
W blasku tego co wokoło,
"Rozumiałem" swoją małość.


Czy do końca?- tego nie wiem,
Gdyż poczułem? - rozbudzenie.
Pośród rzeczy tego Świata,
A za tamtym? - zaś westchnienie.