Zwykle się wszystko tak zaczyna.
Jedno spojrzenie - jeden gest,
Później się budzisz z odrętwienia,
Jesteś samotny? - niczym? -pies.
Wychodzisz z domu, na ulice,
Zabierasz z sobą smycz i psa,
A na dodatek worek śmieci,
Ktoś ci do ręki - jeszcze pcha.
Tak z psem związany jesteś smyczą,
On cię pod każdy ciągnie krzak,
A ty? - w milczeniu się zapierasz,
W pamięci slogan - "Wolny Świat".
Można by jechać w Pireneje,
Można by poznać? - Czarny Ląd,
Aby gdzieś zaznać tej swobody,
Choćby daleko nawet stąd.
Zobaczył kota - psia ochota,
Aby go żywcem teraz "mieć".
Ty z drugiej strony, mąż swej żony,
Jesteś dla niego? - niby "cieć."
Nagłe szarpnięcie. i? - podcięcie,
Można by sobie, dużo? - chcieć.
Ty na ulicy - już bez smyczy,
Leżysz na płasko - niczym śledź.
A na ulicy? - gapie dzicy,
Wydają własny o tym sąd.
Śmieją się głośno - zbierasz czapkę,
Idziesz ulicą - wzdłuż - pod prąd.
Otwiera żona - jest wkurzona,
Jesteś ty sam? - a gdzież jest pies?
Mówisz skulony i zmartwiony,
No wiesz?! Porwał go chyba? - bies.
Żona ci trzaska drzwi przed nosem:
Szukaj i znajdź! Miej nadzieję,
Ubierz się lepiej. Jak nie znajdziesz?,
To lepiej idź? - w Pireneje.
Myślimy wszyscy?? - co zrobiłeś??
Znalazłeś psa - i? - wróciłeś?!.
A "Wolność"? -nam się ciągle marzy,
Nosimy ją na swej na twarzy.
Jedno spojrzenie - jeden gest,
Później się budzisz z odrętwienia,
Jesteś samotny? - niczym? -pies.
Wychodzisz z domu, na ulice,
Zabierasz z sobą smycz i psa,
A na dodatek worek śmieci,
Ktoś ci do ręki - jeszcze pcha.
Tak z psem związany jesteś smyczą,
On cię pod każdy ciągnie krzak,
A ty? - w milczeniu się zapierasz,
W pamięci slogan - "Wolny Świat".
Można by jechać w Pireneje,
Można by poznać? - Czarny Ląd,
Aby gdzieś zaznać tej swobody,
Choćby daleko nawet stąd.
Zobaczył kota - psia ochota,
Aby go żywcem teraz "mieć".
Ty z drugiej strony, mąż swej żony,
Jesteś dla niego? - niby "cieć."
Nagłe szarpnięcie. i? - podcięcie,
Można by sobie, dużo? - chcieć.
Ty na ulicy - już bez smyczy,
Leżysz na płasko - niczym śledź.
A na ulicy? - gapie dzicy,
Wydają własny o tym sąd.
Śmieją się głośno - zbierasz czapkę,
Idziesz ulicą - wzdłuż - pod prąd.
Otwiera żona - jest wkurzona,
Jesteś ty sam? - a gdzież jest pies?
Mówisz skulony i zmartwiony,
No wiesz?! Porwał go chyba? - bies.
Żona ci trzaska drzwi przed nosem:
Szukaj i znajdź! Miej nadzieję,
Ubierz się lepiej. Jak nie znajdziesz?,
To lepiej idź? - w Pireneje.
Myślimy wszyscy?? - co zrobiłeś??
Znalazłeś psa - i? - wróciłeś?!.
A "Wolność"? -nam się ciągle marzy,
Nosimy ją na swej na twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz