piątek, 15 lipca 2011

G D Y B Y M JE S T R A C I Ł?

Od strony wiatru - milkną marzenia,
Czyżby się bały? - o los sumienia.
Że je pochwyci i skręci w wir?,
Opadną puste - zmienione w żwir?.


Gdy je przytulam, czuję jak - "drżą"
I budzą we mnie - też bojaźń mą.
Gdybym je stracił? - to cóż bym miał?,
Tak jak i one teraz bym - "drżał"?.


Gdy pustka w Duszy - to słów, też brak,
Czy abym umiał znaleźć swój - "znak"?.
A wtedy? - trudny byłby mój - krok,
Szedłbym bez końca, gdzie sięga wzrok?


Marzenia nasze, więc skarbem są,
Choćby pod górę, to wciąż się - pną!.
A z góry? - dalej sięga ich wzrok
I jakże lżejszy jest wtedy - krok.

niedziela, 10 lipca 2011

SPOTKANIE M O T Y L A z K W I A T E M

Wśród lasów - na polanie, cudowny rośnie kwiat
I na nim cichuteńko - też piękny motyl siadł.
Rozłożył swoje skrzydła, oddając mu - swój cień,
Gdyż, słońce na bezchmurnym - promienie słało - weń.


Zamierzał spić- tą słodycz, co kwiatek w sobie, miał
I czuł na swojej ssawce,  że kwiatek ? - bardzo drżał.
Gdy ssawkę swą  zanurzył, to poczuł? - ten sam dreszcz,
Bajeczne wręcz uczucie - więc przyssał się, jak kleszcz.


Zazdrosny leśny wiater, motyla zrzucić chciał,
Podmuchem z każdej strony, pod skrzydła - mocno wiał.
Motyla? - kwiat osłonił, płatkami kryjąc go.
Wiatr? - gwizdnął. Ja? - skończyłem, gdyż? - pisać nie mam co.

niedziela, 3 lipca 2011

S T E P O W A - MIŁOŚĆ

Równinę Jego miłości - porasta stepowa trawa.
Gdzieniegdzie - sterczą kurhany, tęsknego od serca słowa.
Zawisły nad stepem - sokół, widzi ten bezmiar - pustkowie.
"Kwilenie" - wciągają chmury - trawa mu echem nie powie.


Wiatr, który wieje z zachodu, przygina trawy - faluje,
Chat - które kiedyś tu stały, niestety? - już nie znajduje.  
Wschodni wiatr zabrał ze sobą, chmury - co wszystko widziały.
Pognał: przez stepy i lasy - aż? - nad Bajkałem  ustały.


Tęsknotą!, Żalem, Miłością - sieką swym deszczem, głębiny,
Porwane wiatrem - zmuszone, topią w nim obraz krainy.
Ocieram łzę na mym oku i czuję -  jak Ona - boli!.
Jak Ojca boleć musiało?! - wyrwane Serce - od woli.


Ileż Rodaków na stepie? - przegrało Życie - za młodu?.
Ci, co zostali przy "Życiu?" - zabrali krzywdę do  grobu.
Widziałem Ją.. W oczach Ojca - banitę własnej godności
Śpiewana  "Piosnka Stepowa" - lała się łzami - Miłości.


Szatańskie piekło Komuny! - nie miało w sobie litości,
Rękami "Ruskiego Kata", w niszczeniu Naszej - Polskości.
Jako potomek "Wygnańca" - dostałem spadek - jego "Żal"
Ścisnął mi rękę przed śmiercią  i odszedł - Tam - w "Stepową Dal".
     

piątek, 1 lipca 2011

P O N I O S Ł O MNIE

Poniosło mnie -
                    Tam, gdzie ponieść nie powinno,
Poniosło mnie -
                    Gdzie się "wola" czuje winną,
Poniosło mnie -
                    Tam, gdzie szczęście - jest westchnieniem,
Poniosło mnie -
                    Gdzie się wpada w odrętwienie,
Poniosło mnie
                    W pełne morze moich marzeń,
Poniosło mnie -
                    Za kontrolę swoich zdarzeń,
Poniosło mnie -
                    Chciałem gonić - pustkę w mroku,
Poniosło mnie -
                    Żeby widzieć? - siebie z boku.
A do tego - jakby jeszcze było mało,
To miłości i kochania - mi się chciało.
Przekonany, że me serce - ma dość siły,
By marzenia - skrytych myśli -  się ziściły.
Zdjąłem zamki , otworzyłem drzwi szeroko
I zakryłem judaszowe w środku - oko.
Odrzuciłem: z Serca, Duszy - odrętwienie,
Na jej miejsce położyłem  w nich - marzenie.
A zakątki mego Życia? - są dziewicze
I poniekąd? - o nich nawet, pierwsze słyszę.
Wypadałoby je zatem: zmyć, posprzątać,
By przyjemnie, o nich myśleć i zaglądać.
Nie wiem ile ich? - naprawdę - tam zostało?
Może trochę?,Może więcej, lub - niemało?
Jak nie sprawdzę? - to się nigdy, już nie dowiem,
Wtedy? - także sam już sobie, nie odpowiem.
Czy w właściwym miejscu - zawsze w życie stałem?
Czy w wyborze, to właściwe - wybierałem?.


Takich pytań? - w nieskończoność ciągle mam,
Lecz zbyt mało odpowiedzi - które znam.
Mógłbym? -  wylać całą żałość, na swój - los,
Ze zbyt często, wodził życie me za nos.
Swojej winy? - za nic nigdy, nie chciał - wziąć.
Gdy ja szedłem? - to on wolał sobie - siąść.
W jego pomoc, wciąż wierzyłem - tyle lat,
W końcu - ma się jedno Życie - jeden Świat, 
Żałość rośnie - wraz z upływem przecież lat.
I dlatego:
Poniosło  mnie -
                    Do tych kątów - zakurzonych,
Poniosło mnie
                    Do tajemnic niesprawdzonych,
Poniosło mnie
                    Bo mnie ponieść? - dawno chciało,
Bym sprawdził "To"  i mnie serce - nie bolało..





wtorek, 28 czerwca 2011

S Ł O W A i JA

Przychodzi - "chwila" - taki "nastrój",
Że "Słowo" daje, Duszy - znak:
"Jestem gotowe - zbiorę inne,
Chcemy wyruszyć w - wierszy szlak".


Lubię być z nimi - wiedzą o tym,
Że się namowom, skusić dam.
Robimy zbiórkę - odliczanie,
Za przewodnika,  robić mam.


Idziemy zawsze bez bagaży,
Aby zachować - "lekkość swą".
Jest zawsze z nami, jeszcze - "Morał",
To jego - bagażowym - zwą.


On? - zawsze tyły zabezpiecza,
Pilnuje "Słów" - co umknąć - chcą.
Ktoś przecież? - musi - on wie o tym,
Ma za to zawsze - wdzięczność  mą.


Choć mam ten znaczek - "Przewodnika",
Raz mnie słuchają - a dwa - nie.
Coś im nie - spasi?- to się śmieją
I mówią razem: Ble.. Ble.. Ble..


Udaję wtedy - że nie słyszę,
Rozkładam hamak i - kołyszę.
Od kołysanie - przysypiają,
Co ja robię? - piszę - piszę.


A czemu wtedy? - szlak swój - znaczę,
Abym? - powrócić, później - mógł.
Po drodze: Góry i Doliny
I jeszcze więcej - krętych dróg.


Gdy się przebudzą? - nie wracają,
Tworzą anielski, zgodny - Chór.
Piękną liryką wsiąka w - Duszę,
Raz jest od Morza - raz od Gór.


"Chwilami" - Życie się domyka,
Do "chwil" - powraca wspomnień -czar.
Dlatego - szkoda ich marnować,
Trzeba "uświęcać" - ten - swój Dar.

MOJA RADA - DLA RODAKA

Chciałem znaleźć swoją drogę, do swojego - celu,
Ale zawsze nazbyt wielu , miałem - "pomagierów".
Chcieli ciągle mi doradzać, choć - tego nie chciałem,
O swej drodze, tej do celu - sam więcej wiedziałem.


To ich rady mnie zwodziły , z drogi na - manowce,
Zostawiali, gdym się znalazł  w - przysłowiowej - kropce.
Czy ich rady były słuszne? - nie znam odpowiedzi,
Śmiem uważać: one były  - żerem dla, gawiedzi.


Rada? - rady jest niewarta, gdy jej sensu - braknie,
Powoduje więcej szkody - Dusza prawdy - łaknie.


Rada? - rady jest niewarta, gdy się prawdy - boi,
Zanurzona w swoim kłamstwie - dwoi się i troi.


Rada? - rady jest niewarta, za cenę - niewoli,
Dusza dzwoni kajdanami - serce? - strachem boli.


Mój Polaku - mój Rodaku: nie daj Duszy skusić,
Tym doradcom, coby chcieli - zgnębić Ją i skusić.
Wybierz drogę - Wybierz cele - z Bogiem i Honorem,
Bóg - zapłaci, a w historii? - nie zostaniesz - zerem.


To jest - moja - mała rada, nie chcę odpowiedzi,
Moja własna - dla Rodaka -  nie zaś dla - gawiedzi.

sobota, 25 czerwca 2011

CZERWONE R Ó Ż E - BIAŁE B Z Y

Czerwone róże - białe bzy,
Tak się mieszają - moje sny
Wieczorem wcale nie chcą - spać,
A jeszcze trudniej? - rano wstać.


Moja tęsknota? - Pośród zórz,
Obrywa płatki z kwiatów - róż.
A moja miłość? - W białych bzach,
Szukane szczęścia - kąpie w łzach..


Nie chcę się ścigać - z nadzieją,
Gdy? - zwodne myśli się śmieją.
Cóż?. Kiedy moja ochota,
Zdarła zasłony - niecnota.


Mówi - że pójdzie, w cały - Świat,
Nie będzie liczyć moich - lat.
Nie straszny kamień - z polnych dróg,
Nawet? - gdy zedrze buty z nóg.


Amulet wezmę - od wróżki,
Dwa złote, małe kwiatuszki.
Biały bez - różę czerwoną,
I pierścień złoty, z koroną.


Niechaj mnie wiodą przed siebie,
Po krętych drogach do Ciebie.
A ty - nadziejo? - Nabierz sił?
Bym w tej podróży - hardym był.


Pójdę  za słońcem - po niebie,
Dam mu ten pierścień - od siebie
I będę błagał promienie,
By rozjaśniały , mi - cienie.


Prosił, też będę - Księżyca,
Aby rozchmurzał  swe - lica.
Niechaj ułoży na Niebie,
Z gwiazd - prostą drogę do - Ciebie.


Na każdej gwieździe zostawię,
Dla Ciebie - Słowo w oprawie.
Czerwone róże - Białe bzy,
Ramkę? - ozdobią moje - sny.


Kocham ja Róże - Kocham Bzy,
A Tobie oddam moje Sny.
Będą płatkami sypać - Ci,
Gdzie Twoje stopy, będą - szły.


Na Niebie miliard: Róż i Bzów,
Tyleż splecionych , z nimi - słów,
A one? - Wszystkie znają się,
Zdradzę je teraz. - "Kocham Cię"

KOCHAM C I Ę - ZA N I C

Mógłbym zbierać róże - siane na betonie,
Mógłbym wcierać myśli, do głowy przez - skronie.
Mógłbym - to i owo, nawet na różowo,
Aby mi się żyło: miło - kolorowo.


Bo przecież nie sztuka, spiąć słowa do siebie,
Rozkołysać księżyc i gwiazdy na niebie.
Mogę! Wszystko mogę!. Lecz żal mam do - siebie,
Że nie umiem  dotrzeć - z miłością - do Ciebie?.


Ileż prób podjąłem?. Każda - nieudana,
A miłość się kłębi - jak rzeka wezbrana.
Nie da się jej nurtu, tamą zabudować,
Mam kochać do bólu?.-  I jeszcze żałować?.


Ból jest - przeogromny!. I siły, odbiera,
Serce śle westchnienia, że bicie - zamiera.
Lekarstwem - Twe serce i jego - kochanie,
Jak się Twe nie wzruszy? - To moje - przestanie.


Chcę Cię Kochać i Miłować!,
Nie chcę łzami Cię - malować.
Nie chcę gorycz w serce wlewać,
Pragnę! - By z miłości - śpiewać!


Tęsknię we śnie i na jawie,
Pragnę! Aż się Tobą - dławię.
Kocham! Kocham Cię - bez granic,
Kocham! Gdyż?, kocha się - Za nic!





środa, 22 czerwca 2011

U L I C A i JA

Skraj chodnika - ulica i ja,
Odrętwieniem południa czas - drga.
Na ulicy, zmęczony, jest ruch,
Kto się śpiesz? - to z niego jest - zuch.!


Z boku skrzypią, uśpione też - drzwi,
Chcą, bym spojrzał?. A cóż szkodzi mi.
Widzę siebie - odbiciem na szkle,
Trochę dziwne?. Aż robię - dwa He.


Śmiech - z wysiłku, grymasem się stał,
Głupi wyraz? - To wszystko co miał?.
Trzy grubości - a głowy jest - pół,
W tej proporcji, odbija się - dół.


Miejski "Bus", przejeżdża mi brzuch,
Tu mam szczęście, że mały jest ruch.
Spojrzałem na drzwi? - pusta szyba?,
Gdzie jest grubas? - pojechał chyba.


Robię trzy kroki, od niechcenia
I miejski pejzaż , mi się - zmienia.
Za oknem? - szklarnia - pomidory,
Leżą kapusty - stoją - pory.


Na szybie motyl, też - zdziwiony,
To samo widzi - jest spragniony.
A w jego życiu? - taka ściana,
Toż wyobraźnia- rozhuśtana.


Rozłożył skrzydła - i tak - leży,
Patrząc przez  - "nic", na widok świeży.
Wpadły na niego, dwa , od góry,
Do dziś nie wiem? - który, był - który?.


Skrzypnęło głośniej - i słyszę - głos,
Dziadek - opala, swój siwy - włos.
Chodź już! Idziemy!. Dla ochłody,
Masz - owocowe - zimne - lody..

wtorek, 21 czerwca 2011

CZY ŻAŁOWAĆ ? - SWEGO LOSU

Stajesz z boku - tam, gdzie słów mi brak,
A odchodzisz  - kiedy ślę Ci znak.
Cóż mam mówić, swym marzeniom - ja?,
Kiedy pustka między nami - trwa.


Jest dzień. Po nim? - znów, następne dni,
Pusty dzwon mi, ciągle w uszach - brzmi.
Ma melodię, którą, chciałbym znać?,
Mógłbym przez nią, swoje słowa - słać.


Zimny wicher, wciąż porywa je,
I zanosi. Nawet nie wiem, gdzie?
Choćbym wiedział - nie powrócą już,.
Mogą tylko: być piorunem - burz!.


Moja wróżko!. Tyle zaklęć znasz.
Znaleźć  sposób, jak odwrócić - czas,
Bym mógł myśli wypowiedzieć znów,
Gdyż mi do nich, już -  brakuje słów.


Jak odgadnąć, czym tęsknota - śni?,
Kiedy ona, pogubiła  sny.
Skomli Dusza, jak bezpański pies,
Niebo w gromach - a chichocze Bies.


Czy żałować swego losu -  mam?
Tak?. A po cóż?. Przecież, ja go znam!.
Miał on szansę, aż przez - tyle lat?,
Niech - odejdzie!. Nie jest on mi  brat..

niedziela, 19 czerwca 2011

S E N N A - MIŁOŚĆ

Przed  odejściem w  "senny świat",
Zrywam z łąki piękny kwiat
I zanoszę , gdzie Ty -  śpisz,
Aby czuwał - o czym śnisz?


By upiększał Twoją skroń,
Oddech - wciągał -  łąki woń.
Ja  - tam na niej, będę stał,
Swoje słowa we śnie - słał.


Pośród trawy, świerszczyk gra,
Imię dawno Twoje zna.
Ponad łąką  -  cicha mgła,
W pajęczynach krople tka.


Słońce- z łąką żegna się
Swym promykiem, raczy mnie.
W Twoje włosy wepnę go,
Niech odpędza senne - zło.


W moich oczach - obraz Twój,
Z ma pamięcią, toczy bój.
W złotej ramie? : Tak -  czy nie?.
Licytują przed snem - mnie.


Sen, klejący sieje - mrok,
W "senny zaświat", jeden krok.
Myśli - kołem kręcą się,
Jestem w środku - trzymam się.


Poza kręgiem " złotych ram",
Gdzie przenika - "ego" - tam.
Ciepły zapach, światła moc,
Ściąga z łąki -płaszcza noc.


W moich oczach - słodkie łzy,
"Serce rośnie". Tak .To - Ty!.
Kładąc stopy w falach traw,
Idziesz ku mnie w "moich łzach".


Wokół Ciebie - taniec chmur,
W skrzydłach wiatru - z białych piór.
Jesteś blisko..Tulę Cię,
Wiem, że zostać tutaj - chcę.


Chciałem "zamknąć"  miłość w -  śnie,
Ale szeptem prosi mnie?
"Musisz wybrać, gdzie chcesz być,
W jednym Świecie muszę "żyć" ".


Tak jak każdy - "chciejstwo" mam,
Aby tu być, oraz - tam.
Wiem, że serce poprze mnie,
Gdyż?. Tak samo - tego chce.

piątek, 17 czerwca 2011

NAPISAŁEM?.. Co wiedziałem..

Grota.. Wejście zasypała,
Zostawiła w środku - mnie.
Zapomniała, czy, nie chciała:
Spytać:. Czy tam zostać chcę?.


Przyznam, że sam nie wiedziałem?,
Gdyby spytać, chciała mnie.
Czuję w sobie - wiem na pewno,
Że tak bardzo jest mi - źle.


Ma przekora - zawsze zmorą,
Mego Ducha , moich słów.
Sam niekiedy się dziwiłem?,
Wysłuchując - swoich  mów.


Może nawet się - pytała?,
Ale słyszeć trzeba by.
Mógłbym, owszem - lecz nie wtedy?,
Gdy mi w środku, siedzi - Zły.


Teraz, muszę się - odkopać,
Zejdzie może?, nawet -  rok,
Lecz bym wiersza nie napisał,
Gdybym? - wolny miał swój  - krok.


Gdzie brak drogi? - są manowce,
A zła wola kopie dół.
Życie ciągnie cię do - przodu,
Tyś uparty, niczym? - wół.


Napisałem - co wiedziałem,
Niech się śmieje więc - kto chce.
Ile razy? -  w takim miejscu?,
Każdy został? - Bóg to wie.

piątek, 10 czerwca 2011

POLNY.... S P A C E R

Poszedłem wąską dróżką, na spacer pośród pól,
By dotknąć moich wspomnień - młodości koić ból.
Biegałem po niej boso, przez tyle przecież lat,
Z radością!, że młodości - nie skończy mi się Świat!.


Zielone linie granic, dzieliły łany pól,
W uśpionych na jesieni, pociętych pługiem ról..
Ginęły zaś pod śniegiem, gdy przyszła zima zła,
Ja nie -  Lecz one z żalem, że długo nazbyt trwa.


Wiadomo, że po zimie, nadchodzi Wiosny czas,
Skowronka śpiew na górze, radował nawet - głaz.
Nagrzane słońcem pola, pachniały   - wieńcem ziół,
A ciepły wiatr na zbożach, przepiękne fale snuł.


Nie było widać granic, wśród warzyw oraz zbóż,.
Że były? - To wiedziałem, w kolorach polnych zórz.
Pachniało chlebem w żniwa, na mendlach - ciężki kłos,
Słyszałem z każdej strony, przepiękny świerszcza głos.


Pod Jesień, już inaczej, mieniły kolor swój,
Pod dymem polnych ognisk, skrywały chłopski znój.
Ten młody obraz Świata, zostawił w sercu - ślad,
Schowałem go przed czasem: A jakby mi go skradł?


Dopóki - jesteś młody, to doceń "Życia Dar",
Z upływem lat się zmieni - w daleki wspomnień czar.
Ja dzisiaj tutaj stoję, pośród - tych samych - pól,
Znów młode - pachną pięknem. Mnie - żal, ze zmiany ról.

niedziela, 5 czerwca 2011

BEZ Tytułu..

Staram się!!. Zebrać w jedną "całość",
Bym umiał zmierzyć - swoją "małość".
Cóż ??. Wątpliwość, zawsze ma pytanie:
Czy mam  w "całości" - rozeznanie?.


Czy wszystko? - znaczyć będzie, "wszystko"?
To co daleko?. I co blisko?.
Staję z myśleniem więc, w -  rozkroku 
I tak mam prawie, już, od roku.


Ścigane myśli - uciekają.
Ułożyć w sztambuł, się nie dają.
A są swawolne, również hoże,
Że czas mi,czasem nie - pomoże.


O !. Dużo trudniej o wspomnienia,
Gdyż czas je wpycha w - zapomnienia,
Lecz wciąż mi wkleja - dywagacje:
Nie lepiej popaść w "hibernację"?


Odczekać okres, może - lata?,
Niechaj się "życie" - pozaplata?.
A gdy się dobrze,  już ułoży,
To mi się "małość" - też pomnoży!.


I tak mi zeszło na - czekaniu,
Na bycie w ruchu i na -  spaniu.
Ale!?. Do spania mam - pytanie:
Wliczać?- nie wliczać go w  - czekanie?


Kończę.. zieeewam!. Idę spać...



czwartek, 2 czerwca 2011

MAZURSKA Ż A B K A



W drganiu powietrza , słychać - ciszę
Co wolnym ruchem, się kołysze.
Słońce wplątane, świeci - wodą.
Wprawia w zdziwienie?- żabkę młodą.


Na tafli wody, poruszenie?,
Przerywa żabce, jej zdziwienie.
W podwodne życie, wdarł się - chaos,
Aż wzburzył cały, wodny zarost.


W zielony kolor, się zmieniło,
Zieloną żabkę - przeraziło.
Cóż zatem wszystkich poruszyło?, 
Co się zdarzyło, i gdzie było?.


Całą scenerią - są jeziora,
Oraz wieczorna , letnia , pora.
Jezioro: Ełckie, Selmęt Wielki,
Dalej Łaśmiady i Woszczele.


Przy nich spędziłem letnie chwile.
Piszę z daleka o nich - mile.
Przybrzeżne trzciny i szuwary,
Mają , magiczne w sobie czary.


To w nich, no właśnie, żabka mała,
Przed srogą głębią się - schowała.
Tam się pluskała, dorastała,
I wodne życie - poznawała.


Każde jezioro, ma swe żabki,
W każdym - podobne są przypadki.
Czym się więc ona, wystraszyła,
Że pluskiem wody się - przykryła?


Przyznam się szczerze, choć patrzyłem,
Też swą ciekawość - zadziwiłem.
Widziałem trzciny falowanie
I  słońcem wody - migotanie.


W oddali perkoz, głowę skrywał.
Jak gdyby pod dnem, fali pływał.
Zauroczony i zdziwiony, 
Stałem w bezruchu -  zamyślony.


Już miałem odejść - woda drgnęła,
Kolistym ruchem - rozpłynęła.
Stoję i patrzę uśmiechnięty,
Na ten pas wody - zarośnięty


Widzę tą trzcinę, która drgnęła,
Ona , inaczej, wszak się gięła.
Wszystkie się gięły, ona - stała,
Wszystkie stanęły, ona - chwiała.


Cóż zobaczyłem?. Małe raki,
Wspinały w górę się dla - draki.
Nagle, im woda się skończyła
I dziwna jasność, ich zdziwiła?


Gdyż się cichutko - osunęły,
Pod taflą wody - zaniknęły.
Ha!. Gdyby żabka, to wiedziała,
By się na pewno, ich nie bała.


Lecz kiedy one będą duże,
Pilnuj się żabko, radą służę.
Tak wzbogacony, rzekłem - szczerze,
Że strzeżonego, Pan Bóg strzeże.


A co do jezior?- Cud Natury,
Patrząc z pod wody -  i od góry.
Ilekroć byłem, oraz będę,
Umiałem z wodą - snuć gawędę.


Zachęcam wszystkich, też spróbujcie.
Warto! Naprawdę!Nie żałujcie.
To nasze POLSKIE Pojezierze,
Piękno nam daje - Ducha bierze..