środa, 22 czerwca 2011

U L I C A i JA

Skraj chodnika - ulica i ja,
Odrętwieniem południa czas - drga.
Na ulicy, zmęczony, jest ruch,
Kto się śpiesz? - to z niego jest - zuch.!


Z boku skrzypią, uśpione też - drzwi,
Chcą, bym spojrzał?. A cóż szkodzi mi.
Widzę siebie - odbiciem na szkle,
Trochę dziwne?. Aż robię - dwa He.


Śmiech - z wysiłku, grymasem się stał,
Głupi wyraz? - To wszystko co miał?.
Trzy grubości - a głowy jest - pół,
W tej proporcji, odbija się - dół.


Miejski "Bus", przejeżdża mi brzuch,
Tu mam szczęście, że mały jest ruch.
Spojrzałem na drzwi? - pusta szyba?,
Gdzie jest grubas? - pojechał chyba.


Robię trzy kroki, od niechcenia
I miejski pejzaż , mi się - zmienia.
Za oknem? - szklarnia - pomidory,
Leżą kapusty - stoją - pory.


Na szybie motyl, też - zdziwiony,
To samo widzi - jest spragniony.
A w jego życiu? - taka ściana,
Toż wyobraźnia- rozhuśtana.


Rozłożył skrzydła - i tak - leży,
Patrząc przez  - "nic", na widok świeży.
Wpadły na niego, dwa , od góry,
Do dziś nie wiem? - który, był - który?.


Skrzypnęło głośniej - i słyszę - głos,
Dziadek - opala, swój siwy - włos.
Chodź już! Idziemy!. Dla ochłody,
Masz - owocowe - zimne - lody..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz