sobota, 17 listopada 2012

NA MOJE WŁOSY, NA...

Na moje włosy, na ramiona,
Opadły płatki tego lata.
Widziałem w lustrze -gry słoneczne,
Co je na tafli woda splata.

Na  pustym polu - ostrzyżonym,
Poranna mgła leząca sennie.
W pajęczej rosie roziskrzona,
Pachniała jakoś, tak, korzennie.

Dalekie Niebo - purpurowe,
Zakwitło wschodnim horyzontem.
Obłoki ścielą znak podobny,
Który góruje nad Giewontem.

Miedzowe trawy, wciąż zielone,
Biegną przez pola, hen do Słońca.
Pomne promieni jeszcze lata,
Gdy były suche od gorąca.

A ponad nimi krąg bociani,
Pod samą chmurą zawieszony.
Wykorzystuje w rannym Słońcu,
Ciepłem ogrzany prąd wznoszony.

Dołem pasami mgła się snuje,
Biorąc w ramiona co popadnie.
Wilgotnym śladem znacząc Ziemię,
Wchłania też Słońce, w którym bladnie.

W tej polnej ciszy - uwięziony,
Pamięć ma, młodość, do niej wplata.
Będzie mnie cieszyć wyobraźnią ,
Do końca - myślę - mego Świata.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               







piątek, 16 listopada 2012

W O L N A W O L A

Byłem, jestem iii - będę?!.
Nie znam granic poznania,
Kroku mego przed sobą,
Jego z czasem - zmagania.
Nie znam głębi umysłu,
Nie znam Duszy pragnienia.
W czarnej skrzyni pamięci,
Zagubione wspomnienia.
Chcę je znaleźć - nie mogę,
Żółty papier strzępiony.
Wiatr je wirem porywa
I zamienia je w dzwony.
Biją głosem spiżowym,
Od którego drży ziemia.
W oczach słońce odbija
I je w ciernie zamienia.
Nie znam pola cierpienia,
Bolejącej miłości.
Nie znam drogi ułudy,
Aż do bramy podłości.
Nie znam tego co będzie,
Choć przekora mnie dławi.
Nie znam ujścia do morza,
W którym rzeka się pławi.
Nie znam fali spokoju,
W oceanie skojarzeń.
Drogi z Ziemi do Nieba,
Na firmament mych marzeń.
Nie wiem gdzie jest początek,
Który kończy poprzedni.
Czemu ludzie milczący,
Są przebiegli i wredni.
Stoję czasem nad sobą,
Z zapytaniem? - dlaczego?

Mam niewiedzy po uszy,
Ileż mogę nie wiedzieć?!.
Przecież z tego wszystkiego,
Można by się "zasiedzieć".
Można myślą utonąć,
Nie sięgając dna jego
I niewiedzę ominąć,
Mając umysł "ślepego".
Można, można - a czemu?,
Ludzie tego nie czynią?.
Nie gotowi są tonąć,
Lecz ostatkiem sił - płyną?!.
Chociaż woda głęboka,
Fala usta zalewa.
Z góry jeszcze przeciwność,
Kubeł wody wylewa?.

Taką mamy naturę,
Że jesteśmy? - przekorni.
Przekornością? - "nadobni"
I do tego? zadziorni.
Człowiek dostał tą wolę,
Która jego? - buduje,
Która w każdym momencie,
Nad nicością góruje.
Śmierć ją zabrać nam może,
Ale czyżby? - na pewno?.
Tutaj kropki nie stawiam,
Gdyż w pytaniu? - jest sedno.







sobota, 10 listopada 2012

T A M ? !..

Tam?! - gdzie rosły wierzby nad strumykiem - śpiące,
Tam?! - gdzie krecie kopce czerniały na łące.
Gdzie bocian też czynił,  swą służbę od rana,
A wróble stroiły, głosy do ćwierkania.
Tam?! - gdzie czajki krzykiem, goniły intruza,
Gdzie strumyk się wzbierał, kiedy przeszła burza.
Gdzie wiatr budził wierzby, graniem na fujarce,
Czas, który się toczył - nie miał liczb na miarce.
Tam?! -  gdzie strachy stały, butnie w marynarce
I gdzie cepy zboże, młóciły na garnce.
Tam?! - gdzie łąka kwitła na żółto w kaczeńcach,
A strumyk wśród trawy moczył mnie po piętach.
Tam?! - gdzie zima była - od ucha do ucha,
A zamiecią wiała mroźna zawierucha.
Tam?! - gdzie sanki z góry, goniłem na brzuchu
I mrozu nie czułem, na mym gołym uchu.
Gdzie Wiosna początek, miała w moim bucie,
A zerwany guzik, huśtał się na drucie.
Gdzie młodzieńczy zapał, tryskał rumieńcami,
A wszystko co piękne? - wciąż było przed nami.
Gdzie moi rodzice, jakże byli młodzi,
/wszak młodsi ode mnie, aż pisać nie godzi/..
Tam?! - gdzie moją młodość - opieka chroniła,
Która w słusznej racji, morały prawiła.
Pośród tego piękna - zieleni i słońca,
Stóp bosych na piachu, parzących, z gorąca.
Moje myśli tkają, młodości obrazy,
W kolorach tęsknoty - bez kiczu i skazy.
Czas się jednak uparł, bym ją tam - zostawił,
Lecz mi nic nie pomógł, ani też -  nie zbawił.
Jakby teleportem, jestem przeniesiony,
Gdzie Życie nie  stwarza już żadnej zasłony.
Teraz włos mi  zsiwiał  w wędrówce do bramy,
Która kiedyś była. gdzieś poza gwiazdami.
Horyzont się skraca - oczy mniej dowidzą,
A może się patrzeć, nawet dalej wstydzą.
Choć pamięć już dzisiaj, jakby niedomknięta,
Ale młode lata! - dokładnie pamięta...












wtorek, 6 listopada 2012

INNY W Y M I A R

Wciąż przed pytaniem - biegnie czas,
Ileż nadziei, zmieści w nas?.
Czy wskaże drogę?, doda sił?,
By w lepszym życiu - człowiek był.

My go gonimy - resztką tchu,
Aby się nie dać, schwytać złu.
Kryjemy płaszczem troski swe,
Tylko Bóg jeden - jeszcze wie.

Każdego ranka - ranny świt,
Z dnia wczorajszego wtacza zgrzyt.
Zostawia przy nas, a czas? -  mknie,
Nowe, nieznane - dopaść chce.

Gdyby nadziei - brakło nam,
Cóż by też zrobił, człowiek sam?.
Gdy też pomocy, z zewsząd brak,
Zostałby  tylko? - Krzyża znak.

Przychodzi jednak - czas na czas,
Że to on czeka, gdzieś  na nas.
Przejść w inny wymiar, nie wie sam,
Nie mając klucza - do tych bram.

NASZ WSPÓLNY - C Z A S

Stoimy razem,blisko siebie,
Wtuleni w jeden - wspólny czas,
Ale dlaczego?,  po kryjomu?,
Całkiem inaczej "czuje" nas?.

Pragnienie prosi? - bądźmy razem,
Nie rozdzielajmy swoich rąk.
Zaś czas, ten w środku, niespokojny,
Jednemu z nas, załącza  gong.

Że on już musi być gdzie indziej,
Gdzie nasze oczy stracą wzrok.
Chociażby jedno było przeciw,
To on wymusi - drugiej krok.

Nadchodzi chwila na rozstanie,
Trzeba wypuścić Miłość z rąk.
Tęsknota sięga, aż po gwiazdy,
Nie widząc srebra, tylko mrok.

Czemu to zawsze? - Ty odchodzisz,
A pozostawiasz z czasem mnie?.
Nie umiem jemu wytłumaczyć,
Że Twój się spieszyć wtedy chce.

Ten czas, co razem nas kołysał,
Zostaje przy mnie - czuję go.
Zwołuje wszystkie znane żale,
Jakby  naprawić chciałby zło.

Nie wie,że one? - nie pomogą,
Daremny zatem jest ich czas.
Zło się naprawi wtedy samo,
Gdy znów otuli - razem- nas.



niedziela, 28 października 2012

Ż A L

Co skłania człowieka, do łzawego żalu,
Że ktoś go odsuwa od życia w " Wersalu"?,
Czy też żali siebie, że mu w Duszy zgrzyta,
Przez mgłę wyobraźni gdy krzywdą okryta?.

Żal przychodzi z myślą -  kiedy kłuć zaczyna,
/Która brnąc przez życie, tak siebie zaklina/
Nie zawsze się łączy w parze do rozumu,
Chcąc być "realistą", więc unika tłumu. 

Myśl w żal się zamienia, sercem się przeciska,
Dochodzi do oczu, jakby? - do urwiska.
Wybuchając w sobie, sama się rozrywa,
Leci poza krawędź i łzami wypływa.

Patrząc na człowieka, który łzy wstrzymuje,
Nie czujemy "ognia", który je gotuje.
Nie widzimy myśli, od bólu skrzywionych,
Syczącym językiem węża rozdwojonych.

Mówię się, że wtedy? - człowiek ma cierpienie,
Że Duszę mu cisną, skaliste kamienie.
Że myśli tak walczą, aż rozum "ucicha",
Lecz kiedy on górą? wtedy człowiek - wzdycha.

A łza, co nie płynie - miejsca w Duszy szuka,
Tężeje krwią w żyłach i przez serce puka.
Myśli wszak płochliwe w zadumie boleją,
Miast moczyć się łzami, to one? - goreją.

Żal jest szybciej wylać, niżeli go spalić,
Ten ręce obmyje, ten może poparzyć.
Dlatego łzy w oczach, są zawsze gotowe,
Gdy ktoś ich nie "nosi"? - to płaci gapowe.




środa, 24 października 2012

ZMYSŁOWE M Y Ś L I

Zmysłowe myśli, objęły trwogę
I słuszność - we władanie.
Nie pomne w wartość swojej mądrości,
Też Boże przykazanie.

Przed tym doznaniem? - były szczęśliwe,
I prostą miały drogę.
Ja? - też się czułem, przy nich, tak samo,
Wierzyłem, że wciąż? - mogę.

Nic zatem sobą - nie wskazywało,
Że być inaczej może.
Wszak zaistniałe drobne niuanse?,
Znosiłem je w pokorze.

Tak nam się żyło?, nie powiem - długo,
Od gdzieś? - gdzie i zaranie. 
Życie by pewnie, nic przeciw miało,
Gdyby nie? - zakochanie.

Szliśmy swą drogą, patrząc pod nogi,
W kałużach? - Niebo woła.
Myśli zastygły, serce zaś drgnęło,
Gdym ujrzał w nich? -" Anioła".

Tu się zaczęła - moja gehenna,
Z myślami, moją drogą.
Życie wiedziało, że ja iść muszę,
A one?, że - nie mogą.

Odszedłem z wolna, od tej kałuży,
A one? - tam zostały.
Czy są szczęśliwe - mam tą nadzieję,
Ja idę sam - "zraniały"..




czwartek, 18 października 2012

K R O K przed SIEBIE

Idąc do przodu? - zawróciłem,
Stanąłem tyłem do przyszłości.
Gdybym się wrócił, skąd przyszedłem,
Czy bym się udał do zaszłości?.

A gdybym stamtąd? - zmienił drogę
I doszedł znowu, tam, gdzie stałem?.
Ktoś, kto przypadkiem stałby z boku,
Uznałby zatem, że znikałem?.

Świat martwy, stały, nieruchomy,
Jest fotografią zawsze wzroku.
Nie ma reakcji, ni zdziwienia,
Na ciągłość ruch, nawet? - kroku.

My się w nim tylko, gdzieś gubimy,
Gdy fotografia nam wyblaknie.
Stoję w zamyśle, wciąż w tym miejscu,
Kto kogo bardziej siebie łaknie?.

Znów zawróciłem - krok przed siebie,
Widzę, że ludzie mnie mijają.
Spojrzałem na nich z zapytaniem
Idą za czasem?, czy? - wracają?..





środa, 17 października 2012

E P I T A F I U M z PROŚBĄ DO NIEBA - DLA - L E S Z K A

Przychodzi taka chwila - na Ziemi i w Niebie,             
Że Człowiek między nimi?,  "jawi się", w potrzebie.   
Z tego miejsca już prośba? -  iść musi  do Nieba,            
Gdy Życie fala Śmierci, na Ziemi zalewa.                    

Jest  teraz taka chwila, rodzi się potrzeba,                       
By prośba wraz z nadzieją - szła prosto do Nieba.         
Do jego nieskończonej w Miłości -  Dobroci ,               
Że Dobroć ją wybieli i jeszcze? - "ozłoci".                

Prośba ta, która płynie - aż z głębi mojej Duszy,         
Z  Ziemi - niechaj  Niebo - całe sobą wzruszy.      
Nie proszę ja dla siebie, cząstki Jego woli,       
Lecz dla tego, już który? - znalazł się w "niedoli.  

"Niedola" mu zabrała  Duszę z tego Świata,        
Leszkowi i szwagrowi - ziemiańskiego brata.         
Zrobiła to jej siostra - Śmierć - bez  zapowiedzi,       
Choć wokół niego byli też starsi sąsiedzi.

Wiem, że jego tu Życie, na ziemskim padole,      
Było w sobie wszak wartkie, w dodatnim żywiole.      
Miał swoją osobowość i głośną i  szczerą,     
Lecz nie była dla Nieba? - człowieczą przecherą.       

Prośba zatem jest moja - o łaskę dla niego,          
Przyjmij że go więc Niebo, jakoby i swego.            
Ręczę ja, za mą prośbę - modlitwą i wiarą,         
Że mu dasz swe Zbawienie, nie darząc go  - karą.   

Widzę też koło siebie, więcej nas proszących,        
Żonę, Dzieci, Rodzeństwo i Matkę - płaczących.     
Wysłuchaj więc próśb naszych - zostaw nam nadzieje,   
Że przyjmiesz jego Duszę - w swe Święte Wierzeje.  








niedziela, 14 października 2012

O C Z E K I W A N I E

Dano mi miano - być Człowiekiem,
Wsadzono w skórę moją Duszę.
Dano mi jeszcze wolną wolę,
Oraz kierunek, gdzie iść muszę.

A iść tam muszę? - gdzie i wszyscy,
Na kraniec Życia i Otchłani.
Gdzie groby tworzą - Świat cmentarny,
A my jesteśmy, w nich - schowani.

Mamy w nich czekać na Zbawienie,
Na Bożą Łaskę - rozliczenie.
Z uczynków Duszy, oraz woli,
Że nas ożywi znów -  "spojrzenie".

Gdybyśmy mieli swą świadomość,
Czekając wtedy na Sąd Boży?,
Byśmy pomarli wiele razy,
Ze strachu - zanim? -  on się wdroży.  

Co w tym czekanie jest dziwnego?,
Że - nie ma czasu, ni? - niczego.
Niczego - co by nic znaczyło,
By nie dopuścić do nas - Złego. 

Wiem tylko jedno, że tak będzie,
Co ma się stać - to się stanie.
Co dziać się będzie, tego nie wiem,
Gdy przyjdzie kara? - za czekanie.

Wiem również o tym, że są myśli,
Co trudno trzymać je na wodzy
I o nie właśnie w "tamtej" chwili,
Możemy bardziej? - być "ubodzy".




sobota, 13 października 2012

MOJE S E R C E

Błądząc przez Życie - po omacku,
Za przewodnika Serce biorę.
Ono mnie nigdy nie pytało,
Czy w oczach również mam tą wolę?

Zawsze otwarte, zawsze szczere,
Widziało w ludziach? - zawsze Ludzi.
Nie odtrącało, nie żaliło,
Że coś go boli, oraz brudzi.

Na każda pomoc liczyć mogło,
Od mojej Duszy, oraz woli.
Zszywałem wszystkie jego rany,
Zawsze -  goiły się powoli.

Choć go nie proszę, ono czuwa,
Nad światem mojej wyobraźni.
Nie odstępując, nawet na krok,
Tego co dzieje się w mej jaźni.

Uduchowiony jego wiarą,
W godne poczucie praw Człowieka,
Jestem mu winien, to co nieraz,
Z oczu mi czasem też ucieka.

Wiem, że ma duże możliwości,
Wszak jemu starcza, mnie? - zostaje.
Chodzimy zatem, zgodnie razem,
W miłości pełne - rajskie Gaje.

czwartek, 4 października 2012

DZISIEJSZY D Z I E Ń

Dzisiejszy dzień - starszy od wczorajszego,
Widokiem jednak, podobny jest do niego.
Nadzieja znów - znajduje miejsca nowe,
Na których też, zasiewa myśli "płowe".

Budzi się dzień, a jam jest już bogaty,
Srebrem ros i nie mam żadnej straty.
Gdyby nie czas, cóż więcej by mi trzeba,
No chyba że, błękitu trochę z Nieba.

To właśnie on w pamięci mej wertuje,
Wczorajszy dzień - z ironią odczytuje.
Co chciałem mieć, ale? - nic nie zrobiłem,
Gdyż chęci swe w manowcach rozpuściłem.

Lecz czemu ich, aż tyle się zebrało?,
Już chyba wiem?! - to czasu miałem mało.
Więc dzisiaj go, wyłączę na zegarze,
Ciekawym jest, co jutro mi pokaże??.



wtorek, 2 października 2012

SENNY M O R F E U S Z

Pytam się, czemu Ty? - odwiedzasz moje sny,
Gdy zaś się budzę już, zamieniają Cię w kurz.
Gubi się błogi czas, który był obok nas,
Choć mocno trzymam go - jest jak upiorne zło.

Mój senny Morfeusz, jest bramą do Twych ust,
A Hypnos o tym wie, bo też nam pomóc chce.
Zazdrosny nocy dzień? -  zamienia wszystko w cień,
Ten złodziej nocnych Dusz, rani jak Tezeusz.

Gdyby kroczący czas, zamienić w skalny głaz,
Podeprzeć bramę nim, lub dać mu? - paronim.
Mógłbym ja zostać w śnie, który o Tobie wie,
Mógłbym nie budzić się i Kochać, Kochać - Cię.

Nadzieję jednak mam, ze trafię znowu tam,
Gdzie nocny bawi czas, by złączył razem nas.
Za smak zaś Twoich ust , gotowym jak Faust,
Zaprzedać Duszę mą, za Miłość - tylko Twą.



                                                

czwartek, 27 września 2012

BOSY Ś L A D

Ilekroć zbiorę myśli - problem mam,
Gdyż będąc poza nimi, jestem sam.
I wtedy jakby inny  wokół Świat,
Nie jestem w stanie uznać? - kto mi brat.

Przez oczy obraz wnika - w Duszę mą,
Do głębi moich marzeń. które śnią.
W ogrodach rzeczy dziwnych widząc to?,
Gdzie dobro się kaleczy - depcząc zło.

Po moich bosych stopach - bosy ślad,
Zadaje mi pytanie, abym zgadł?.
Czy ja go rozpoznam?, gdy włoży but,
I jeszcze w  moich myślach? - znajdzie skrót.

Idę więc cicho za nim - tam gdzie on,
Słuchając bicia serca ? - krzyku wron..
Gdy się już ja odnajdę,  w myślach mych,
Nie będę słuchał innych - tylko? - swych.







KOLORY J E S I E N I

Dojrzewa czas, dojrzewa - Jesień wystraja go,
Jakby nam chcąc zapłacić?, za całe letnie "zło".
W zielonożółtych liściach, czerwony jabłek smak,
To na nich własnie jesień, odbija już swój znak.

Na wietrze nić pajęcza, odbywa próbny lot,
W złotym promieniu słońca, zaplata długi splot.
Będzie się z latem żegnać, ponad łanami pól,
Osiądzie w polnych drogach, na ciemnych skibach ról.

Część ptaków odleciała, biorąc ze sobą śpiew.
Słychać jak dzięcioł stuka w suchych gałęziach drzew.
Wiatr już przelicza liście, szumiąc im swoją pieśń,
Że przyjdzie mroźna Zima, choć jeszcze jest tam? - gdzieś?.

Zaś Słońce coraz niżej, ponad czubkami drzew,
Kieruje swe promienie, gdzie zniknął ptaków śpiew.
Oddając chmurom miejsce, co lubią mroźny ziąb,
Których się też obawia, nawet ogromny - dąb.

Cieszmy się więc kolorem , co Jesień w sobie ma,
Darząc nas swoim pięknem, owoce jeszcze da.
Dojrzewa czas, dojrzewa  i my pośrodku drzew,
Czekając, aż nam ptaki? - przyniosą nowy śpiew.