niedziela, 7 lipca 2013

P A P I E Ż w "AZBEŚCIE"

Niedzielny ranek,mdło,wróbel ćwierka,
Dusza oczami przez okno zerka.
Wokół z azbestu  kanciaste bloki,
Codzienny widok, codzienne szoki.

W środku azbestu - mieszkają ludzie,
Uśpieni jeszcze w codziennym trudzie.
Jakież sny mają?, a w nich marzenia?,
Czy dzień obudzi znów ich cierpienia?

Stoję i patrzę przez oczy - Duszą,
Że w tym azbeście żyć ludzie muszą.
Bez swojej woli, tudzież nadziei,
Że się im życie kiedyś odmieni.

Trwa beznadzieja, wręcz przymuszenie,
A brak nadziei? - to zniewolenie.
A gdzie włodarze?, wiem, gdzie to mają,
Tantiemy swoje i tak - dostają.

Życie człowieka jest rozpisane
I z jego czasu jest wszystko brane.
W środku azbestu pomnik Papieża,
Co Życie dalej zrobić zamierza???.

sobota, 6 lipca 2013

WYMOWA S Ł O W A

Nie piszę słów próżnych w sobie,
Gdyżby kołatką były w głowie.
Nie puszczam myśli obok siebie,
Że je odnajdę kiedyś w Niebie.

Nie muszę zmuszać przekonania,
Iż ma monopol do pisania.
Mam za to serce i go czuję,
Może go nazbyt wszem wyjmuję

Piszę, co czuję w środku Duszy,
Co jej dokucza, co ją wzruszy.
Rysuję słowem obraz Ducha,
A on me słowa w ciszy  słucha.

Ten kto je czyta, niech pomyśli,
Że w każdym słowie są me myśli.
Niech doda swoje, sam poczuje,
Co Dusza pragnie i miłuje.

Ona jest naszym centrum Świata,
Która go w jednym miejscu splata
I w takim miejscu - tworzy słowa.
Od nas zależy ich "wymowa".








sobota, 29 czerwca 2013

W I E M . .

Gdybym miał pisać w przeświadczeniu,
Że swoje słowa - sprzedać muszę.
Bałbym się pewnie, że wraz z nimi,
Oddałbym także - swoją  Duszę.

A tak? - się czuję wolny w sobie,
Z nieskrepowaną wyobraźnią.
Darząc swa wolę, oraz siebie,
Szacunkiem myśli i przyjaźnią.

Pośrodku Świata, na gór szczycie,
Stoję z myślami pod stopami.
Widzę w poświacie nad chmurami,
Że moje słowa - też są z nami.

Zamykam oczy i je stroję,
W kwieciste wianki  i lampiony.
Spuszczam na wodę, puszczam w górę,   
Bez lęku w sobie - niestrwożony.

Wiem , że szczyt kiedyś zwolnić muszę,
Udam się wtedy , tam, gdzie wierzę.
 Przyznam się szczerze wszem i wobec,
Że mam gotowe już - pacierze.









sobota, 22 czerwca 2013

ZAKAPTURZONE W S P O M N I E N I A

Zakapturzone wspomnienia młodości,
Nie mając blasku, ni cienia litości.
Bosymi stopy okrążają mury,
Kołacząc sercem - szukają miłości.

Kamienne mury nasiąknięte czasem,
Chłodne i śliskie, mchem ubrane szczelnie.
Skrywają przejścia i maskują bramy,
Rysując sobą sakralną pustelnię.

A nad murami gwiazdy ponad chmury,
Trwają bez czasu , w stagnacji - bez lęku.
Ten sam też księżyc poświatą srebrzysty,
Szare śle cienie, które giną w ręku.

Miałem w nich przecież swoją młodość także,
Która mnie wiodła przez swoje marzenia.
Dając mi wszystkie, którem pragnąć umiał,
Chociaż wiedziała, że nie do spełnienia.

Dziś powracają, same - nieproszone,
Każąc po gwiazdach oczami mi wodzić.
Stoję i patrzę - nic się nie zmieniły,
Z nadzieją w sercu, że nie będą? - szkodzić.










poniedziałek, 10 czerwca 2013

WIOSNA? -TO - W I O S N A

Zapachem wiosny, jest wonny kwiat,
Wiatr go zabiera i niesie w Świat.
Rozsiewa w chmurach, gwiazdami lśni,
Marzeniem Duszy - nocami śni.

Stanąłem boso wśród kwiatów łąk,
Chciałbym je razem zebrać do rąk
I oddać wszystkie Tej z moich snów.
Ona wraz z Wiosną - powraca znów.     

Wiosna, to Wiosna - cudowny czas,
Co roku kwitła i rosła w nas.
Szeptała czule z upływem lat,
Kochaj marzenia - twój będzie Świat.

Marzenia rosły jako i my,
Nie pomni tego?, że czas?, to - "Zły".
Nie zwracał nigdy straconych chwil,
Nie cofał także przebytych mil.

Zrywał marzenia, znosił mosty,
Odgradzał rzeką - braci, siostry.
W niej też zatapiał młodą miłość,
Wzmagał tęsknotę - snuł zawiłość.

Stoję z kwiatami dziś na łące,
Czuję na Duszy - łzy gorące.
Czemum nie umiał  -  ja cię bronić?,
Dziś bym nie musiał marzeń gonić.























wtorek, 28 maja 2013

KOLEGA - E G A

Bycie ze sobą? - nic szczególnego,
Gdy ma się w sobie, niesforne "ego".
Jak małe dziecko, coś zawsze chce,
Pytań? - bez granic, a wszystko wie.

Szarpie myślami i tłamsi w sobie,
Podwójna sprzeczność w jednej osobie.
Odkręca wszystko, co zakręcone
I obiecuje, co niespełnione.

Brak możliwości pozbycia "tego",
Gdyż to jedyne i własne "ego".
Nie da się kupić,znaleźć innego
I z nim się "godzić" trzeba dlatego.

Jak ona z grubsza wyglądać może?,
Możesz trzykrotnie zawołać - Boże.
Za czwartym razem, już nie wyrobię!,
Zrobisz mu przykrość? - odczujesz w sobie.

Z tym przekonaniem, uczucie zgody,
Nie daje Tobie żadnej swobody,
Gdyż w dalszym ciągu? - jesteście razem
I to jest życia, całym przekazem.


WIOSENNE B Z Y i K A S Z T A N Y

Kwitną kasztany - zielony gaj,
Pachną bzy modre, wszak miesiąc maj.
Burzowe chmury nad nimi grzmią,
Tumaniąc sobą, jak grzywą lwią.

Tylko ten zapach?! - on w miejscu tkwi,
Pomimo czasu i wiatru brwi.
Dociera zewsząd, a nawet drży,
Zbiera uczucia, zwołuje sny.

Wieczorem kusi zaś ptasi śpiew,
Z coraz wonniejszym zapachem drzew,
Budzi uczucia, myśli, marzenia,
Które, nie kładą nas do uśpienia.

Cały widnokrąg, w kopule gwiazd,
Odbija światła od wsi i miast.
Składa w mgławice, galaktyki,
Luzując węzły empiryki.

Przesuwam ręką -  gwiazdozbiory,
Tworząc barwiące heliofory.
Przykładam dłonie do swej twarzy,
Czuję jak wiosna we mnie marzy.

Zasypiam w gwiazdach i marzeniach,
Z zapachem wiosny w jej korzeniach,
Na których kwitnie moje życie.
Jak kwiat paproci, w nocy, skrycie.

Tak się co roku Wiosna  "marzy",
Rysując zmarszczki na mej twarzy,
Lecz jakby pory tej nie było??.
Na pewno gorzej by się żyło.












CICHA M O D L I T W A

Moja modlitwa do Ciebie,
U stóp Twych klęczy w potrzebie.
Błaga mym głosem w pokorze,
Miej mnie w opiece - mój Boże.
Jak każdy człowiek, tej Ziemi,
Pośród jej gąszcza korzeni,
Szukam wciąż drogi do celu,
A takich jak ja? - jest wielu.
Płyną dni, noce i lata,
A czas je wiatrem zamiata,
Nie dając chwili wytchnienia,
W szukaniu drogi - zbawienia.
Zło obok dobra rozkwita,
Prawda za kłamstwem ukryta,
A słowa ranią wciąż Dusze,
Czyżby za Życie? - katusze?.
Za bramą ludzkiej pogardy,
Gonią szatańskie gepardy
I dopadają sumienia,
Dusząc ostatnie westchnienia.
To za nie  - modlę się Panie,
Gdyż w nich jest Ciebie wołanie
I wiara, co też nie ginie,
Która jak rzeka - wciąż płynie.
Wyciągnij rękę, wskaż drogę,
Ja się modlitwą wspomogę,
By mi starczyło sił Panie,
Gdy przyjdzie Twoje - wezwanie.










niedziela, 26 maja 2013

DLA CIEBIE - M A T K O...

Zamykam oczy ,by po chwili,
Odpłynąć myślą na kraj świata.
Zawsze tam wracam swą tęsknotą,
Co ludzką miłość z życiem  splata.

Nie pytam myśli o granice,
Nie umiem ukryć w szklanej klatce,
Gdyż dosięgają środka serca,
Gdzie sen się budzi o mej Matce.

Staram się budzić je do życia,
Jakby jej życie przy mnie stało.
Pomimo mojej wyobraźni,
Wiem, że to o Niej wciąż za mało.

Nie znałem szczęścia urodzenia,
Którym swa Matkę obdarzyłem,
Ale odczuwam ból jej śmierci,
Gdy go modlitwą swą okryłem.

Odeszła cicho - nieświadomie,
W sennym uśpieniu "tego świata".  
Pozostawiła krzyż cmentarny,
Który ją z "innym światem" -  splata.

Gdy była "tutaj" - była wszędzie,
Teraz ją pamięć, ciągle szuka.
Nocą snem jawi, dniem? - "skojarza",
A dziś w mym sercu, głośno stuka. 

Byłaś i jesteś, choć? - Cię nie ma,
A w  myślach Matko, jesteś blisko.
Pod powiekami? -   krańce świata,
Mym sercem widzę- Matko - wszystko.











sobota, 13 kwietnia 2013

TOBIE i SOBIE

Nie było pisane, tylko? - obiecane,
Wyobraźnią Duszy i sercem kochane.
Uczucie co słało na Niebiosa lęki,
Nie szczędząc boleści i ciała udręki.

Zgubiło się w czasie na gwiazdach liczeniu,
Zgubiło się w blasku i cienia spojrzeniu.
Poszło na rozdroża z krzyżem na ramionach,
Zakuło się w duszach na spiżowych dzwonach.

Było pereł  blaskiem na łąkowych rosach,
Ulotnym zapachem Księżyca we włosach.
Porwało się z wiatrem przez chmurne przestworza.
Topić swoje żale na głębinach morza.

Skulone na mrozach grzało w ogniu ręce,
Aby mogło z cierni wyrwać się udręce.
Do dzisiaj rozpala kolejne ogniska
I zwierza się sercu, że miłość? - jest bliska.

L U S T R O

Uciążliwie dociekam w dociekliwy sposób,
Ile w życiu jest "frajdy"?, a ile? - patosu.
Ile w woli wolności, a w słowach zamiaru,
Czy miara adekwatna do kwestii? - umiaru.

Są pytania zasadne, mądre, albo? - głupie,
Przykład: jak się ma kupa w sklepowym zakupie,
Albo jedność w jedynce , czy koło w kołysce,
Czy miska do miss Świata,lub łyżwy przy łyżce?.

Sam się wkręcam w te słowa, co "gubią" znaczenie,
Tworząc w oczach przebłyski  a w uszach mamienie.
Ileż razy raniłem swa pokorną Duszę,
Gdym znaczenia ich zdobił w fikuśną pokusę.

Nie umiałem się oprzeć w swoistym mniemaniu,
Czy nakaz, czy zakaz - gości w przykazaniu.
Czy umiałem się wzbraniać zabronionym czynom,
Kiedym w oczy zaglądał w młodości  dziewczynom?    

A i teraz nie cofam sprzed lustra spojrzenia,
Ciągle z głupią nadzieją, że ujrzę marzenia,
Ale one wciąż głównie? - trzymają się głowy
I dlatego przed lustrem, wciąż jestem - zdziwiony.




















MÓJ K R A J

Mieszkam w  swym Kraju i się boję,
Za Ciebie,  siebie - za nas dwoje.
Za naszych Ojców, oraz dzieci,
Że rano Słońce nie zaświeci.

Nie zbudzi nocnej pomroczności,
Nie doda wiary do miłości,
Nie zaspokoi też nadziei,
W odwiecznym nurcie -  panta rhei.

Czas, który zgarnął moje ego,
Od stanu "zero" - do martwego,
Pogubił swoje wyliczenia,
Od krzyku krzywdy, do milczenia.

Nie mając szansy, bez stopera,
Czuję swą wolę - jak zamiera,
Jak jej brakuje witalności,
Przy słowach hańby i miłości.

Czemu się lękam? - czym powinien?,
Czyżbym czuł pręgierz, albo rzemień?.
Za to, że Kraj mój wciąż biednieje,
A chichot strachu już się śmieje?.

Zbieram swe słowa jak kamienie.
Rzucam przed siebie, a tam? - cienie.
Moich Rodaków, Ojców naszych,
Co się rodzili w czasach "laszych".

Bać mi się przyszło, cóż im powiem?,
Że ręczę Dusza,  swoim zdrowiem,
Że będzie lepiej?, że nadzieja?,
Śmiał by się Hickok i Bareja.

Stopuję myśli - za daleko,
Powinny płynąć inną rzeką.
Stoję na brzegu, dna nie widzę,
Ona mnie widzi - jak się wstydzę.












N A P I S A Ł E M

Gdyby uczucie - nie szarpało
I tak by Życia  było mało,
Aby go poznać od tej strony,
Gdzie byt jest w "gównie" zanurzony.

Bronisz go sobą? - a on śmierdzi,
Jakby przed nosem był na żerdzi.
Gubiąc w zapachu odniesienie,
Na sens zachowań  i spełnienie.

Sięgam do moich "przepowiedni",
Do miejsc, gdzie w kręgu bliscy siedli.
Bliscy miłości i kochania,
Bliscy od teraz - do zarania.

Rozmawiam z nimi, Duszą widzę,
W uczuciach płonę i się wstydzę.      
Widzę też siebie z tamtej strony,
Że trzymam w ręku? - byt zwęglony.

Spalił się, skruszał i spopielił,
Jakby z głupoty się weselił.
Że można było grać dla siebie,
Choćby i płakać przyszło w Niebie.

W każdym momencie, w każdej chwili,
Jakby szamani ze mnie drwili.
"Miałeś nie jeden wszak złoty róg,
A tyś go hańbił? - jak podły wróg". 

Błyszczą mi w oczach - gór granity
I srebrny strumyk mgłą spowity.
Błyszczy mi w lustrach - czas stracony,
Kiedyś tęsknotą był mierzony.

Czy kiedyś lustro się rozbije?,
Jest jak zaklęcie - które żyje.
Samo się w sobie wypowiada
I pali w środku - niczym zgaga. 

Cóż?, napisałem nie wiem czemu,
Co mi jest bliskie i każdemu.
Każdemu Życia rzeka płynie,
Chlubą jest brzegów - w morzu? - ginie.












A Ż Y C I E?...

Większość dni spędzam w otępieniu,
W gapieniu Świata -  zatraceniu.
Oczy mam suche, łzy spłynęły,
Jakoby w kamień się zaklęły.

Za to me myśli? -  nabrzmiewają,
W szarych komórkach gdzieś śpiewają,
O dawnym czasie, o młodości,
Szukając wyjścia z  zawiłości.

Czy być musiało?, co się stało?,
Co było więcej?, czego mało?.
Czyżby się życie pomyliło,
Gdy mnie wydało i rodziło?.

Gdybym się wtedy mógł sprzeciwić?!,
Pójść inną drogą - sny ożywić.
Które bym miejsca zdobił sobą,
Jaką bym stąpał dzisiaj droga?!.

A Życie? -  płynie mimo tego,
Pilnuje miejsca, czasu swego.
Skąpi mi wiedzy, oraz? - wiary,
Gdzie rzeczywistość?, a gdzie? - czary.

Pisanie wiersza - czas zajęło,
Moją rozterkę ze mnie zdjęło,
Zacz na tą chwilę, lecz po kropce?,
Znów mnie dopadną - myśli "obce".



niedziela, 7 kwietnia 2013

SPÓŹNIONA W I O S N A

Kwietniowy poranek - kalendarz wiosenny,
A czas jest wciąż biały i jakby niezmienny.
Chociaż już na letni ręką  przestawiony,
Od nadmiaru śniegu wciąż jest zadżumiony.

Wczoraj znów bociany mierzyły przestworza,
Ponad naszą Ziemią od Tatr, aż do morza.
Nie jestem już pewien, czy nie odleciały,
Błękitu nie było i nie klekotały.

Wiosenne zające w śniegu ulepione,
Bałwanim zwyczajem wszystkim zadziwione.
Dzieciom dają radość - dorosłym skarcenie,
Iż to wszystko Wiosny, to tylko mamienie.

A ona? - zbłądziła, jest tym zawstydzona.
Któż zatem ją znajdzie i o tym przekona,
Że wszyscy czekają, że dni jej ubywa, 
Więc nich się nie wzbrania i do nas przybywa.