Zakapturzone wspomnienia młodości,
Nie mając blasku, ni cienia litości.
Bosymi stopy okrążają mury,
Kołacząc sercem - szukają miłości.
Kamienne mury nasiąknięte czasem,
Chłodne i śliskie, mchem ubrane szczelnie.
Skrywają przejścia i maskują bramy,
Rysując sobą sakralną pustelnię.
A nad murami gwiazdy ponad chmury,
Trwają bez czasu , w stagnacji - bez lęku.
Ten sam też księżyc poświatą srebrzysty,
Szare śle cienie, które giną w ręku.
Miałem w nich przecież swoją młodość także,
Która mnie wiodła przez swoje marzenia.
Dając mi wszystkie, którem pragnąć umiał,
Chociaż wiedziała, że nie do spełnienia.
Dziś powracają, same - nieproszone,
Każąc po gwiazdach oczami mi wodzić.
Stoję i patrzę - nic się nie zmieniły,
Z nadzieją w sercu, że nie będą? - szkodzić.
Nie mając blasku, ni cienia litości.
Bosymi stopy okrążają mury,
Kołacząc sercem - szukają miłości.
Kamienne mury nasiąknięte czasem,
Chłodne i śliskie, mchem ubrane szczelnie.
Skrywają przejścia i maskują bramy,
Rysując sobą sakralną pustelnię.
A nad murami gwiazdy ponad chmury,
Trwają bez czasu , w stagnacji - bez lęku.
Ten sam też księżyc poświatą srebrzysty,
Szare śle cienie, które giną w ręku.
Miałem w nich przecież swoją młodość także,
Która mnie wiodła przez swoje marzenia.
Dając mi wszystkie, którem pragnąć umiał,
Chociaż wiedziała, że nie do spełnienia.
Dziś powracają, same - nieproszone,
Każąc po gwiazdach oczami mi wodzić.
Stoję i patrzę - nic się nie zmieniły,
Z nadzieją w sercu, że nie będą? - szkodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz