środa, 20 lutego 2013

W O L A i S I Ł A

Nie, bo nie - ma wola wie,
Że nikt mnie nie namówi,
Bym słuchał słów zachęty,
Do tego co mnie zgubi.

Stawiam przed sobą cele,
By miały swe wartości,
Szacunek dla człowieka,
Do  wiary i miłości.

Otwieram swe sumienie,
Na Świata dolegliwość,
Zamykam drzwi na rygiel,
Skąd krzywda, oraz chciwość.

Buduję zrozumienie,
Na Życie z każdej strony,
Wyczuwam jego kolor,
Na piórach czarnej wrony.

Podążam swoim krokiem,
Za wolą mego serca,
Z nadzieją, że me stopy,
Nastąpią brzeg kobierca.

Gdy sił mi już brakuje,
Sny dają mi nadzieje,
Że poza widnokręgiem,
Otucha wciąż istnieje.

Ta siła krąży wokół
I światła zorzy jarzy,
Bym umiał szukać drogi,
O której Dusza marzy.












niedziela, 27 stycznia 2013

ŻYCZENIA DLA WNUCZKI z OKAZJI 18-tu LAT

Życzymy Tobie  - w dniu urodzin,
Szczęścia bez granic i miłości.
Niechaj los rękę swą Ci poda,
Na dalszej drodze dorosłości.

Niechaj Ci Niebo - ześle łaski,
Gwiazdy niech drogę Ci wskazują.
Zaś Twoje myśli i marzenia,
Przez szczyty górskie przelatują.

Tego Ci życzy - Twoja Babcia,
Dziadek dodaje serce swoje.
Jesteś i będziesz naszą "Wnusią",
Tak nam jest drogie szczęście Twoje.

Droga, Kochana - nasza Wnusio,
Jesteśmy dumni, że Cie mamy.
Za to, że jesteś - jaka jesteś,
Oboje razem Cię - Kochamy.

wtorek, 22 stycznia 2013

"DZIADKOWA" W N U C Z K A

Martusiu - moja wnuczko,
Dziękuję bardzo Ci,
Gdyż dzień twoich narodzin,
Dał mi - "dziadkowe dni".
Jest przecież wiele innych,
Może piękniejszych dni,
Pytanie jest i będzie,
Dlaczego właśnie - Ty?.
Wybrałaś go wśród innych,
Aby "zobaczyć" świat?,
Na którym ja już jestem,
Od wielu, wielu - lat?.
Będę dziękował Bogu,
Do końca moich dni
I prosił, aby szczęścia,
Użyczał w życiu Ci.
By serce nie płakało,
By "dobrem" los Ci był,
Ja - będę Cię wspomagał,
Jak długo będę żył.
Dziś masz już osiemnaście,
Jak szybko mija czas?!
A ja swymi latami,
Bym "stworzył" gęsty las.
Lecz jestem wciąż szczęśliwy,
A Ciebie? -  w sercu mam.
Pamiętaj, że to miejsce,
Do "końca" będzie  - tam.

                  Twój dziadek.


wtorek, 8 stycznia 2013

MÓJ "B Y T PRZYGODNY"

Nie jestem po to na tym Świecie,
By wciąż ulegać swej podniecie
I bycia więźniem swego grobu,
W kontekście sporu  - nieraz obu.

Nie mam uprawnień bycia sędzią,
Pomiędzy grzechem a spowiedzią.
I nie zamierzam tego czynić,
Aby nie zacząć - siebie winić.

Ilekroć sięgam w głąb mej Dyszy,
Czuję, że wewnątrz coś się kruszy.
Jakby skorupa, nić kokonu,
Od bicia serca, jak od dzwonu.

Mam swoje wnętrze, swoje myśli,
Marzenia czasem sen mi wyśni.
Natomiast nie mam już - pewności,
O losach swej "rzeczywistości".

Wszystko się w czasie ciągle miesza,
Raz mnie dołuje, raz rozśmiesza.
Mój "byt przygodny" tego Świata,
Ciągle w podnietę siebie wplata.

Czy mam kierować sam do siebie,
Pytania które "leżą" w Niebie?.
Nie chciałbym czynić tego sobie
I schodzić na dół liną w grobie.









                                

piątek, 4 stycznia 2013

"B Y Ć, ALBO? - NIE B Y Ć"

"Być, albo? - nie być",  dawno ktoś zadał pytanie,
Nikt  sensownie do dzisiaj, nie dał słowa na nie.
Nikt się także nie cofnął spoza bramy Życia,
Zatem owo pytanie? -  wciąż jest bez pokrycia.

Człowiek rodzi się w ciele - poznaje sam siebie,
Później "zbiera " świadomość, że przyszłość ma w Niebie.
Ale przecież pytanie? - sięga, aż  w zaświaty,
Gdzie też oprócz Niebiosów? - może być - Rogaty?.

Świat ma swoje zasady, że czas się nie cofa,
Patrzy ciągle przed siebie, przez oko Cyklopa.
Ale przecież  nie ono, jest miernikiem Życia,
Które w sensie pytania? - ma byt bez pokrycia.

Każda rzecz materialna w czasie się rozpłynie,
Jakby kołem zatacza  i w początku ginie..
Potem znika na zawsze, lecz? - w myśli zostaje.
Jest powrotem problemu, co pytanie daje.

Człowiek "tworzy" sam siebie i stawia pytania,
Szukając  też subskrypcji, od swego zarania.
"Być?, albo też nie być?"- z  teorią "chaosu",
Psychoterapia Freda, w kwadracie patosu.



czwartek, 3 stycznia 2013

MOJE "A W A T A R Y"

Co się ma stać? - to się stanie,
Co ma się stać?, też się stanie.
Tego się serce obawia,
Że mi zostanie - czekanie.

Nie łudzę swoich nadziei,
Nie budzę świata ekstazy,
Nie puszczam myśli na wolność,
Gdzie nie mam nad nimi władzy.

Jestem, bo jestem - gdzie jestem,
Nie tam, gdzie serce być winno.
Które gazelą jest w klatce,
"Żegnaj zielona sawanno".

A przecież klatka ją chroni,
Przed chyżym susem geparda.
Przeczucie szarpie od środka,
"Nie będzie wolna i harda".

Siła niemocy? - tak wielka,
Że płowi wszystkie kolory.
Zalewa wodnym tsunami
I dławi - aerofory.

Nocne spojrzenia na gwiazdy,
W  bezkres tej zimnej oddali.
Wiedzą?, że Życia nie stworzą,
W obszarach - abisali.

Co się stać miało?, się stało,
Los odkrył swoje zamiary.
Ułożył gwiazdy na Niebie,
Patrz - to są twe awatary.



love you









wtorek, 1 stycznia 2013

SŁOWA, SŁOWA i K O C H A N I E

Słowa zostają na papierze,
A Dusza krąży ponad Ziemią.
Na zimnych wiatrach, w chmurnych cieniach,
Aż losy losu się odmienią.

Zakrywa oczy, gardzi słuchem,
Podszepty ciska poza siebie.
Liczy na gwiazdy, co w zodiakach,
Przed Słońcem kryją się na Niebie.

Chce dotrzeć w miejsca zakazane,
Nie czując w lęku swej bojaźni.
Szuka pytania w samej sobie,
O drogę bytu ku przyjaźni.

Wie, że kochała kogoś bardzo,
Ponad granicą wyobraźni.
Była zasnuta mgłą miłości,
Która sięgała? - aż do jaźni.

Jej siła była tak ogromna,
Jak czarna dziura bez otchłani.
Miała uczucie nieodparte,
"Ci co kochają - są - kochani".

Nie chciała wierzyć w przepowiednie,
Że miłość zwodne miewa stany.
Że jej uczucie jest jak zorza,
Za widok piękna? - ją kochamy.

Teraz jest sama w głębi siebie,
W zimnej krainie cienia, mroku.
Zaś zimny ogień w lustrze wspomnień,
Bólem się rodzi w każdym kroku.

Żal, który płacze sam do siebie,
W oczach zatapia też nadzieję.
Smutek zatacza krąg za kręgiem,
Za którym pustka już widnieje.

Jakichże słów mi użyć trzeba,
Aby tą niemoc opisały?.
Jak przykrość odlać od nektaru,
Aby uczucia nie bolały?.

Nic nie wyleczy też pamięci,
Ona zostanie już kaleka.
Będzie wpatrywać w rzekę czasu,
Z nadzieją , że wciąż?, na coś? - czeka...

Jeżeli komuś się skojarzą,
Słowa przeze mnie tu spisane.
Niechaj je przyjmie jako swoje,
Gdyż każdy z nas ma swe - kochanie.






wtorek, 25 grudnia 2012

DZISIEJSZA N O C

Stopniały śniegi - mróz ustąpił,
Ponad domami nocna mgła.
W takiej aurze nieprzyjaznej,
Rodzić się Jezus dzisiaj ma?.

Nie ma pasterzy, ni? - stajenki,
Na Niebie we mgle nie ma gwiazd.
Przecież nie będzie szukał miejsca,
Tam,  gdzie ulice wielkich miast.

Moje uczucie pełne wiary,
Przez okno taki widzi świat.
Ma wyobraźnia śledzi gwiazdę,
Która na Niebie - kreśli ślad.

Słowa proroków, moje myśli,
Mają podstawę sądzić tak:,
Że przyjdzie w kręgu biednych ludzi,
Im pozostawi Nieba znak.

Wszak Bóg nie słucha - buchalterii,
Przekupstwa Duszy nie zna też.
Mocą swej prawdy nieskończonej, 
Słowo swe "wplątać" może w wiersz.

Bóg nam oddaje swego Syna,
Na wole ludzką - śle mu los.
Jakim człowiekiem się okażesz,
Kiedy usłyszysz płaczu głos?.


To biedny człowiek swoim losem,
W cierpieniu miejsce daje mu.
To jego Niebem wynagrodzi,
Weźmie go prosto - tam ze snu.

Są w Piśmie Świętym - przypowieści,
Nauki w których prawda tkwi.
Poznać zamiary woli Boga,
Nie mogą nawet - nasze sny.

niedziela, 23 grudnia 2012

NASZA Z I E M I A

Ziemia z powrotem dniem się budzi,
Zza przepowiedni swego bytu.
Ulga przecięła samą siebie,
Stygnąc jak magma monolitu.

Błękitny obraz naszej Ziemi,
Zdobiący pustkę czarnej dali,
Śle nam przekazem wyobraźni,
Jacy jesteśmy sobą mali.

Stoimy twarzą do pytania,
Którego ujrzeć? - nie możemy,
Czy gdzieś w tej pustce, gwiezdnym pyle,
Jest jeszcze życie, lecz nie wiemy?.

Kosmos zatraca rozumienie,
Na pojęciowym firmamencie.
Pustka nas wciąga w czarną dziurę,
Gdzie "ego" traci swe zaklęcie.

W sukurs przychodzi nam wciąż wiara,
Która nadzieją? - wciąż nas mami,
Że w tym ogromie szklanych luster,
Być nie możemy tylko sami.

Dla jednej Ziemi - cały Wszechświat?,
W skalistej formie i bez życia?,
To gra w ruletkę, ciągle zerem,
Mającym wartość - bez pokrycia.





sobota, 15 grudnia 2012

HIPODROMIA Ż Y C I A

Zmęczony jestem - hipokryzją,
Czasu, przestrzeni, końca Świata.
Tą codziennością rozbełtaną,
Co się w godziny Życia splata.

Porannym brzaskiem mi kasuje,
Zaświatów sennych - rozdwojenie.
Tykając czasem na zegarze,
Gdzie ledwie sięga me spojrzenie.

Czemuż nie zbiera mych utrapień,
Nie wrzuca w tonie zapomnienia?.
Nie egzempluje mej miłości,
Która odeszła do westchnienia.

Zagadka bytu tego Świata,
Jest naszą trwogą po-Majową .
Zbierana w myślach nieskończonych,
Między Sopotem a Kudową.

Czymże są zatem zatem moje plany,
Czynione w poprzek przeznaczenia?.
Czyżbym był drugim Imhotepem,
W faryzeiźmie do istnienia?.

Zmęczony pustką i bezmiarem,
W szukaniu sedna w słowie - "jestem".
Uświadomiłem sobie wreszcie,
Że będę Życia? - wciąż adeptem.














sobota, 17 listopada 2012

NA MOJE WŁOSY, NA...

Na moje włosy, na ramiona,
Opadły płatki tego lata.
Widziałem w lustrze -gry słoneczne,
Co je na tafli woda splata.

Na  pustym polu - ostrzyżonym,
Poranna mgła leząca sennie.
W pajęczej rosie roziskrzona,
Pachniała jakoś, tak, korzennie.

Dalekie Niebo - purpurowe,
Zakwitło wschodnim horyzontem.
Obłoki ścielą znak podobny,
Który góruje nad Giewontem.

Miedzowe trawy, wciąż zielone,
Biegną przez pola, hen do Słońca.
Pomne promieni jeszcze lata,
Gdy były suche od gorąca.

A ponad nimi krąg bociani,
Pod samą chmurą zawieszony.
Wykorzystuje w rannym Słońcu,
Ciepłem ogrzany prąd wznoszony.

Dołem pasami mgła się snuje,
Biorąc w ramiona co popadnie.
Wilgotnym śladem znacząc Ziemię,
Wchłania też Słońce, w którym bladnie.

W tej polnej ciszy - uwięziony,
Pamięć ma, młodość, do niej wplata.
Będzie mnie cieszyć wyobraźnią ,
Do końca - myślę - mego Świata.
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                               







piątek, 16 listopada 2012

W O L N A W O L A

Byłem, jestem iii - będę?!.
Nie znam granic poznania,
Kroku mego przed sobą,
Jego z czasem - zmagania.
Nie znam głębi umysłu,
Nie znam Duszy pragnienia.
W czarnej skrzyni pamięci,
Zagubione wspomnienia.
Chcę je znaleźć - nie mogę,
Żółty papier strzępiony.
Wiatr je wirem porywa
I zamienia je w dzwony.
Biją głosem spiżowym,
Od którego drży ziemia.
W oczach słońce odbija
I je w ciernie zamienia.
Nie znam pola cierpienia,
Bolejącej miłości.
Nie znam drogi ułudy,
Aż do bramy podłości.
Nie znam tego co będzie,
Choć przekora mnie dławi.
Nie znam ujścia do morza,
W którym rzeka się pławi.
Nie znam fali spokoju,
W oceanie skojarzeń.
Drogi z Ziemi do Nieba,
Na firmament mych marzeń.
Nie wiem gdzie jest początek,
Który kończy poprzedni.
Czemu ludzie milczący,
Są przebiegli i wredni.
Stoję czasem nad sobą,
Z zapytaniem? - dlaczego?

Mam niewiedzy po uszy,
Ileż mogę nie wiedzieć?!.
Przecież z tego wszystkiego,
Można by się "zasiedzieć".
Można myślą utonąć,
Nie sięgając dna jego
I niewiedzę ominąć,
Mając umysł "ślepego".
Można, można - a czemu?,
Ludzie tego nie czynią?.
Nie gotowi są tonąć,
Lecz ostatkiem sił - płyną?!.
Chociaż woda głęboka,
Fala usta zalewa.
Z góry jeszcze przeciwność,
Kubeł wody wylewa?.

Taką mamy naturę,
Że jesteśmy? - przekorni.
Przekornością? - "nadobni"
I do tego? zadziorni.
Człowiek dostał tą wolę,
Która jego? - buduje,
Która w każdym momencie,
Nad nicością góruje.
Śmierć ją zabrać nam może,
Ale czyżby? - na pewno?.
Tutaj kropki nie stawiam,
Gdyż w pytaniu? - jest sedno.







sobota, 10 listopada 2012

T A M ? !..

Tam?! - gdzie rosły wierzby nad strumykiem - śpiące,
Tam?! - gdzie krecie kopce czerniały na łące.
Gdzie bocian też czynił,  swą służbę od rana,
A wróble stroiły, głosy do ćwierkania.
Tam?! - gdzie czajki krzykiem, goniły intruza,
Gdzie strumyk się wzbierał, kiedy przeszła burza.
Gdzie wiatr budził wierzby, graniem na fujarce,
Czas, który się toczył - nie miał liczb na miarce.
Tam?! -  gdzie strachy stały, butnie w marynarce
I gdzie cepy zboże, młóciły na garnce.
Tam?! - gdzie łąka kwitła na żółto w kaczeńcach,
A strumyk wśród trawy moczył mnie po piętach.
Tam?! - gdzie zima była - od ucha do ucha,
A zamiecią wiała mroźna zawierucha.
Tam?! - gdzie sanki z góry, goniłem na brzuchu
I mrozu nie czułem, na mym gołym uchu.
Gdzie Wiosna początek, miała w moim bucie,
A zerwany guzik, huśtał się na drucie.
Gdzie młodzieńczy zapał, tryskał rumieńcami,
A wszystko co piękne? - wciąż było przed nami.
Gdzie moi rodzice, jakże byli młodzi,
/wszak młodsi ode mnie, aż pisać nie godzi/..
Tam?! - gdzie moją młodość - opieka chroniła,
Która w słusznej racji, morały prawiła.
Pośród tego piękna - zieleni i słońca,
Stóp bosych na piachu, parzących, z gorąca.
Moje myśli tkają, młodości obrazy,
W kolorach tęsknoty - bez kiczu i skazy.
Czas się jednak uparł, bym ją tam - zostawił,
Lecz mi nic nie pomógł, ani też -  nie zbawił.
Jakby teleportem, jestem przeniesiony,
Gdzie Życie nie  stwarza już żadnej zasłony.
Teraz włos mi  zsiwiał  w wędrówce do bramy,
Która kiedyś była. gdzieś poza gwiazdami.
Horyzont się skraca - oczy mniej dowidzą,
A może się patrzeć, nawet dalej wstydzą.
Choć pamięć już dzisiaj, jakby niedomknięta,
Ale młode lata! - dokładnie pamięta...












wtorek, 6 listopada 2012

INNY W Y M I A R

Wciąż przed pytaniem - biegnie czas,
Ileż nadziei, zmieści w nas?.
Czy wskaże drogę?, doda sił?,
By w lepszym życiu - człowiek był.

My go gonimy - resztką tchu,
Aby się nie dać, schwytać złu.
Kryjemy płaszczem troski swe,
Tylko Bóg jeden - jeszcze wie.

Każdego ranka - ranny świt,
Z dnia wczorajszego wtacza zgrzyt.
Zostawia przy nas, a czas? -  mknie,
Nowe, nieznane - dopaść chce.

Gdyby nadziei - brakło nam,
Cóż by też zrobił, człowiek sam?.
Gdy też pomocy, z zewsząd brak,
Zostałby  tylko? - Krzyża znak.

Przychodzi jednak - czas na czas,
Że to on czeka, gdzieś  na nas.
Przejść w inny wymiar, nie wie sam,
Nie mając klucza - do tych bram.

NASZ WSPÓLNY - C Z A S

Stoimy razem,blisko siebie,
Wtuleni w jeden - wspólny czas,
Ale dlaczego?,  po kryjomu?,
Całkiem inaczej "czuje" nas?.

Pragnienie prosi? - bądźmy razem,
Nie rozdzielajmy swoich rąk.
Zaś czas, ten w środku, niespokojny,
Jednemu z nas, załącza  gong.

Że on już musi być gdzie indziej,
Gdzie nasze oczy stracą wzrok.
Chociażby jedno było przeciw,
To on wymusi - drugiej krok.

Nadchodzi chwila na rozstanie,
Trzeba wypuścić Miłość z rąk.
Tęsknota sięga, aż po gwiazdy,
Nie widząc srebra, tylko mrok.

Czemu to zawsze? - Ty odchodzisz,
A pozostawiasz z czasem mnie?.
Nie umiem jemu wytłumaczyć,
Że Twój się spieszyć wtedy chce.

Ten czas, co razem nas kołysał,
Zostaje przy mnie - czuję go.
Zwołuje wszystkie znane żale,
Jakby  naprawić chciałby zło.

Nie wie,że one? - nie pomogą,
Daremny zatem jest ich czas.
Zło się naprawi wtedy samo,
Gdy znów otuli - razem- nas.