Zerwał się orzeł z "przednim" okrzykiem,
Wzbił się wysoko, stał się "bielikiem.
Cień jego skrzydeł przeciął dolinę
I "płowym" strachem, strwożył zwierzynę.
Orzeł zaś z dumą rozłożył skrzydła,
Ach!. Ta "płowizna", już mi obrzydła.
Dość mam już sierści i grubej skóry,
Tępią się na niej moje pazury.
Od dołu wiatr go, wzbija do góry.
Już skrzydła oparł o białe chmury.
Przeciął dolinę prosto jak strzała,
Wprost na kozicę, gdzie ona stała.
Gdy go ujrzała, zdrętwiałe nogi,
Strąciły kamień z jej wąskiej drogi.
Wraz z przerażeniem, skacze przed siebie,
Gdyż, nie ma miejsca na wąskim żlebie.
Wciąga ją przepaść, na dnie kamienie,
Chwila i z życiem zrobią zderzenie.
Czy te kamienie, czy ostre szpony,
Nie miała szansy dla swej obrony.
Poczuła szpony. No cóż?. Wygrały..
Kamienie mniej by, może bolały.
Trwoga przed bólem.(-) Jednak nie boli?
Cóż to?.. Nie spada!. Zniża powoli..
Czuje kamienie już pod nogami,
Głowa na miejscu.?., razem z rogami!.
Na skałach został okrzyk "bielika",
Widzi, jak w słońcu, wysoko znika.
Wiersz się napisał z nadziei ducha,
Że życie czasem losu nie słucha.
Niewiara w wiarę, wiara w niewiarę,
Zadają sobie nawzajem karę.
Wynik niewiary w tej kalkulacji,
Oddałby wiarę, bez żadnej racji.
Gdyby kozica o tym- wiedziała,
Przecież by w przepaść, skakać- nie chciała.
Gdyby- nad wszystkim życie się wspięło?,
Wiara z niewiarą , za bary wzięło?,
Któż by mu kazał, by się ugięło
I w swym imieniu - jeszcze zginęło...
Wzbił się wysoko, stał się "bielikiem.
Cień jego skrzydeł przeciął dolinę
I "płowym" strachem, strwożył zwierzynę.
Orzeł zaś z dumą rozłożył skrzydła,
Ach!. Ta "płowizna", już mi obrzydła.
Dość mam już sierści i grubej skóry,
Tępią się na niej moje pazury.
Od dołu wiatr go, wzbija do góry.
Już skrzydła oparł o białe chmury.
Przeciął dolinę prosto jak strzała,
Wprost na kozicę, gdzie ona stała.
Gdy go ujrzała, zdrętwiałe nogi,
Strąciły kamień z jej wąskiej drogi.
Wraz z przerażeniem, skacze przed siebie,
Gdyż, nie ma miejsca na wąskim żlebie.
Wciąga ją przepaść, na dnie kamienie,
Chwila i z życiem zrobią zderzenie.
Czy te kamienie, czy ostre szpony,
Nie miała szansy dla swej obrony.
Poczuła szpony. No cóż?. Wygrały..
Kamienie mniej by, może bolały.
Trwoga przed bólem.(-) Jednak nie boli?
Cóż to?.. Nie spada!. Zniża powoli..
Czuje kamienie już pod nogami,
Głowa na miejscu.?., razem z rogami!.
Na skałach został okrzyk "bielika",
Widzi, jak w słońcu, wysoko znika.
Wiersz się napisał z nadziei ducha,
Że życie czasem losu nie słucha.
Niewiara w wiarę, wiara w niewiarę,
Zadają sobie nawzajem karę.
Wynik niewiary w tej kalkulacji,
Oddałby wiarę, bez żadnej racji.
Gdyby kozica o tym- wiedziała,
Przecież by w przepaść, skakać- nie chciała.
Gdyby- nad wszystkim życie się wspięło?,
Wiara z niewiarą , za bary wzięło?,
Któż by mu kazał, by się ugięło
I w swym imieniu - jeszcze zginęło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz